Był 3 kwietnia 1965 roku, róg ulicy Grochowskiej i Waszyngtona na warszawskiej Pradze - tutaj dwie tajemnicze kobiety porwały małą Lilianę Hencel i wsiadły z nią do czarnej taksówki marki Wołga.
Porwanie małej Liliany zostało szybko nagłośnione w mediach. "Express Wieczorny" pisał wtedy: "Prokuratura zwraca się z apelem do społeczeństwa, w tym również do kierowcy czarnej wołgi, o pomoc w zidentyfikowaniu kobiet opisanych w komunikacie".
>>> Andrzej Jaroszewicz - pierwszy Playboy PRL-u
Lilianę szybko udało się odnaleźć. Porwała ją Hanna Szlegiel z Wałbrzycha, która zeznała, że chciała mieć zdrową córkę - jej własne dziecko urodziło się niewidome. Mała Liliana wróciła do mamy, Hanna Szlegiel trafiła do więzienia. Jednak tajemniczy kierowca jeszcze bardziej tajemniczej czarnej wołgi nigdy się nie odnalazł. Przemysław Semczuk w książce "Czarna wołga. Kryminalna historia PRL" zwraca uwagę, że właśnie wtedy zaczęła się legenda.
Był koniec lat 60., komuniści szykowali się do zmiany ekipy rządzącej, do czego wstępem była wielka nagonka antysemicka 1968 roku. Rodząca się miejska legenda o czarnej wołdze szybko wpisała się w panujący klimat. Ludzie wierzyli w takie rzeczy, jak plan pięcioletni czy gospodarka uspołeczniona. Dlaczego mieli nie uwierzyć w historię o czarnej wołdze z białymi firankami, do której Żydzi porywają dzieci, żeby wytoczyć z nich krew na macę? I co z tego, że było to niewielkie unowocześnienie dwunastowiecznej legendy o "krwi na macę". Legendy, która powstała w czasach, gdy myślano, że myszy biorą się z brudu.
Wraz z nastaniem lat 70. czarna wołga stała się już ogólnokrajowym fenomenem. Polska zmieniała się właśnie pod rządami Gierka, to zmieniła się też legenda. Teraz już wołgą nie jeździli Żydzi, tylko księża i zakonnice. Tym z kolei krew była potrzebna, by wywozić ją do kapitalistycznego RFN, gdzie miała ratować życie chorych na białaczkę niemieckich imperialistów.
Krew polskich dzieci, jak się szybko okazało, była jednak potrzebna nie tylko na Zachodzie. W kolejnej modyfikacji czarna wołga służyła do podtrzymywania przy życiu władcy ZSRR Leonida Breżniewa. Wyglądało jednak na to, co wszyscy mogli obserwować w telewizji, że polska krew mu nie służy.
W opowieści o czarnej wołdze pojawił się wówczas wątek wampiryczny, który wkrótce przeszedł w satanistyczny. Czarna wołga służyła więc satanistom jako środek transportu na równie czarne msze. Pod koniec lat 70. zaczęła wozić samego księcia ciemności. Ten nie bawił się już w żadne ceregiele z odciąganiem płynów ustrojowych. Po prostu pożerał pasażerów razem z duszami.
Co ciekawe, czarna wołga przeżyła PRL. Czasem występuje jako czarne BMW, czasem jako czarny mercedes. Nieodmiennie dalej straszy kolejne pokolenia dzieci.