Marka Z. nie było w sądzie, gdy sędzia odczytywał wyrok. Przyszli za to rodzice Asi, Kazimierz (51 l.) i Irena (48 l.) Surowieccy. - 25 lat to za mało, oczekiwaliśmy dożywocia - mówili.
Do tej strasznej zbrodni doszło przed sześcioma laty. Marek Z. zaatakował Asię, gdy ta wczesnym czerwcowym rankiem szła z Czechowic-Dziedzic na stację kolejową w Goczałkowicach. Miała jechać do Katowic na egzamin. Oprawca, który pracował wtedy w dworcowym barze, porządkował akurat chodnik prowadzący do stacji.
Dziewczynę spostrzegł już z daleka. Rzucił się na nią i wciągnął w krzaki... Kobieta broniła się przed napastnikiem i wtedy padły ciosy kamieniem w głowę. Marek Z. bił bardzo silnie, praktycznie rozłupał czaszkę Asi. Potem ukrył zwłoki.
Najpierw prowizorycznie liśćmi i gałęziami, w nocy wrócił na miejsce, wywiózł ciało na taczce i zakopał je w odludnym miejscu. Przez cztery lata bandzior nawet nie był brany pod uwagę jako potencjalny zabójca. A Asi szukano jako zaginionej.
Przełom nastąpił, gdy telefon należący do ofiary zalogował się w sieci. Jak się okazało, używała go żona Marka Z. On sam pracował wówczas w Legnicy. Tam też został zatrzymany. Od razu przyznał się do zabójstwa i wskazał miejsce ukrycia zwłok Joanny.
- Oskarżony powinien być trwale wyeliminowany ze społeczeństwa. Jego agresywność w skali dziesięciostopniowej została określona na dziesięć. Nie potrafi kontrolować swojej agresji. Zagraża społeczeństwu - mówił, uzasadniając wyrok, sędzia Gwidon Jaworski.
- Trudno się pogodzić ze śmiercią córki zadaną w tak okrutny sposób. To nie jest człowiek. Nie można go tak nazwać. Asia będzie jednak żyła zawsze w naszych sercach - powiedział po ogłoszeniu wyroku Kazimierz Surowiecki, ojciec ofiary.