- Na policji powiedziano mi, że pan Stockinger zadzwoni do mnie w piątek. Jednak do dzisiaj tego nie zrobił. Nadal czekam, że zadzwoni, przeprosi i załatwi ze mną sprawę mojego uszkodzonego samochodu - wyznaje pan Stanisław.
Aktor w czwartek spowodował wypadek w okolicach podwarszawskiego Piaseczna, bo wsiadł za kółko, mając 2,3 promila alkoholu w organizmie. Najgorsze, że po kolizji, w której ucierpiały dwie rodziny, zwiał z miejsca wypadku. Zanim jednak odjechał, wymachiwał ofiarom kartą kredytową, że zapłaci im za wyrządzone szkody. Jak na razie Stockinger skontaktował się jedynie z Moniką R. (40 l.), która najbardziej ucierpiała w wypadku. Jest poobijana, a na szyi nosi kołnierz ortopedyczny. Wciąż nie może otrząsnąć się po tym, co się wydarzyło. - Pan Tomasz zadzwonił do nas i przeprosił - mówi mąż pani Moniki.
Na podobny telefon czeka pan Stanisław. - Ale tylko do wtorku. Inaczej będę to załatwiał tylko przez policję - zapowiada.