Pierwszy szef Wszechrosyjskiej Komisji Nadzwyczajnej do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem (WCzK) powołanej przez Lenina w 1918 r. często miewał nowatorskie pomysły. Aby oszczędzić egzekucyjną amunicję, rozkazywał wiązać wrogów ludu po dwóch i topić. - Rozwiązanie tak proste, że aż genialne - chwalił go Władimir Iljicz. Lenin często zachwycał się swoim ulubionym towarzyszem, mówiąc o Feliksie Dzierżyńskim, pochodzącym z polskiej szlachty: "serce gorące, ale umysł przy tym trzeźwy, wola stalowa, nienawiść i bezwzględność w stosunku do wrogów niezwykła".
Wróg cara
Jako dziecko Feliks niczym niezwykłym się nie wyróżniał. No, może z wyjątkiem wrogości do caratu, podsycanej w tajnym kółku Serca Jezusowego, do którego należał w trakcie swojej wileńskiej edukacji. Krótkiej zresztą i pozbawionej sukcesów, bo w wieku 19 lat usunięto go ze szkoły.
Podczas gdy jego koledzy modlili się, żeby cara trafił szlag, on rozmyślał, czy nie można by opatrzności jakoś pomóc. Socjalistyczna broszurka sprawiła, że serce młodego Felisia ogarnął "płomień rewolucji". Po tygodniu nie wierzył już w Boga żywego, ale ewangelicznych idei Jezusa rewolucjonisty nie wyparł się nigdy. Na co dzień wyznawał jednak filozofię masowego terroru i zwykł mawiać, że "nie ma ludzi niewinnych, są tylko źle przesłuchani".
Czerwony Kat
W Rosji Dzierżyński zajmował się wydawaniem wyroków śmierci na wszystkich, którzy szkodzili rewolucji nie tylko działaniem, ale też pochodzeniem i myśleniem. Szybko zyskał przydomek "Krwawego Feliksa" i "Czerwonego Kata". Jego podwładni stosowali wymyślne tortury, np. polewali ręce więźniów wrzątkiem, miażdżyli im kości, przykuwali do desek i wsuwali powoli do pieców. Swojej organizacji nie uważał za nieomylną. Przyznawał, że miecz obrońców rewolucji może przypadkiem spaść na głowy niewinnych. Z dużo większym trudem godził się z tym, że nie wszystkich dosięgnie dziejowa sprawiedliwość. Marzył, żeby Józefa Piłsudskiego, który jego zdaniem odebrał Polsce szansę na odrodzenie pod skrzydłami komunistycznej Rosji, rozstrzelać osobiście. Dlatego właśnie nie dopuścił do zabicia Marszałka przez wywiad komunistyczny w 1923 r. Marzenie o egzekucji życia się nie spełniło. Dzierżyński zmarł nagle na atak serca w 1926 r., w wieku 49 lat. Historycy szacują, że osobiście podpisał wyroki śmierci na 240 tys. osób!