Dlaczego Leszek Łysoń (54 l.) uważa, że ocalenie Wiktora zawdzięcza papieżowi? Bo w każdej trudnej chwili modli się właśnie o wstawiennictwo Jana Pawła II.
- Takiego człowieka już nie będzie. Jako dziecko poznałem Karola Wojtyłę osobiście w 1971 roku. Mój ojciec się z nim przyjaźnił - opowiada. Od tamtej pory czuł zawsze obecność Ojca Świętego. Także tamtego strasznego dnia, trzy lata temu w Chorwacji...
- Wieczorem byłem na łódce z 5-letnim wtedy Wiktorem. Odwróciłem się dosłownie na parę sekund... - wspomina pan Leszek. - Potem zobaczyłem, że Wiktora nie ma. Tylko tafla wody lekko falowała.
Zanurkował bez wahania. Było ciemno, nic nie widział. Ale jakimś cudem natrafił na tonące dziecko i wydobył je, przytomne, na powierzchnię. Jakiś czas potem postanowił właśnie postawić gigantyczną figurę Jana Pawła II.
- Podczas prac ziemnych wykopaliśmy drewniany różaniec wykonany w Ziemi Świętej. Dla mnie to dowód, że to wszystko nie przypadek - mówi pan Leszek. - Ludzie uganiają się za dobrymi doczesnymi, a ja chciałem im przypomnieć, że jest jeszcze inna rzeczywistość - dodaje.