Po nominacji Andrzeja Czumy w środowisku amerykańskiej Polonii rozpętała się prawdziwa burza. Przypomnijmy: Andrzej Czuma wyjechał do USA w połowie lat 80. Choć planował szybko wrócić do kraju, ostatecznie został w Stanach prawie 20 lat. I tam zaczął pracę jako robotnik w firmie budowlano-remontowej, którą prowadził Polak Krzysztof Koch (były sekretarz Kongresu Polonii Amerykańskiej). Od początku pobytu w USA Czuma miał problemy finansowe. Na początku lat 90. zwraca się z prośbą o pożyczkę do Mieczysława Klasy (68 l.), wówczas instruktora nauki jazdy i pośrednika sprzedaży domów.
- Znaliśmy się jeszcze z Polski. Czuma żartobliwie nazywał mnie kuzynkiem, gdyż jesteśmy ze sobą spokrewnieni. Pewnego dnia poprosił mnie o 8 tys. dolarów pożyczki. Przekonywał, że jest w krytycznej sytuacji - wspomina Klasa. I twierdzi, że mimo umowy Czuma zwlekał z oddaniem długu. - Na początku spłacał jakieś drobne sumy. Potem przestał. Na nic zdały się moje prośby i próby wpływania przez wspólnych znajomych. Zresztą od tych ostatnich usłyszałem, że nie jestem jedynym pokrzywdzonym - dodaje. Mieczysław Klasa nie dawał jednak za wygraną.
Z dokumentów sądowych, do których dotarliśmy, wynika, że Czuma przyznał się, iż pożyczył od Klasy 8 tys. dolarów. Przekonywał, że część należności - 4,5 tys. dolarów - oddał. Sąd nakazał mu zwrócić pozostałą część długu wraz z kosztami sądowymi, czyli 3775 dolarów. Ostatecznie obaj panowie zawarli ugodę, w wyniku której Czuma zobowiązał się, że będzie płacił swojemu wierzycielowi 150 dolarów miesięcznie.
Po krótkiej przygodzie z budowlanką Czuma wykupił czas w jednej z chicagowskich rozgłośni i zaczął tam prowadzić audycję, którą nazwał Radio Czuma. Tu - jak twierdzą nasi rozmówcy - też nie obyło się bez problemów finansowych. - Czuma przyszedł do mnie i poprosił o pożyczkę. Powiedział, że jeśli w ciągu godziny nie zapłaci za czas antenowy, to zamkną mu radio. Pożyczyłam mu pieniądze. Nigdy ich dobrowolnie nie oddał - mówi w rozmowie z "Super Expressem" Alicja Jonik, która także skierowała sprawę do sądu. Ten zaś nakazał Czumie zwrócić ponad 3300 dolarów (pożyczka wraz z odsetkami i kosztami sądowymi). Jonik przekonuje, że mimo wyroku pieniędzy nie dostała. - Ja oraz inni wierzyciele, a było ich w Chicago wielu, otrzymaliśmy pieniądze dopiero, gdy bank zajął jego dom - dodaje.
Z dokumentów, do których dotarliśmy, wynika, że Czuma był też ścigany za długi przez amerykańskie banki. Jeden z nich, Capital One Bank, domagał się przed sądem spłaty zadłużenia karty kredytowej na kwotę 1383 dolarów. Sąd nakazał Czumie zwrócić pieniądze i zapłacić koszty procesu - łącznie 1733,61 dolarów. O swoje pieniądze - 5998 dolarów - upomniał się też w sądzie Chase Manhattan Bank, gdzie Czuma otworzył rachunek kredytowy.
Nasi rozmówcy przekonują, że w czasie pobytu w USA Czuma miał problemy nie tylko z długami, ale też... trzymaniem nerwów na wodzy. Przekonał się o tym Tomasz Jagodziński, senator II kadencji, a na początku lat 90. dziennikarz polonijnego tygodnika "Alfa". Jagodziński uczestniczył w konferencji zorganizowanej przez Fundację "Dar Serca". Czuma przedstawił się jako jeden z jej dyrektorów. Oto, jak Jagodziński opisał przebieg konferencji: "Gdy mikrofon dostał się w ręce jednej z pań i padły zarzuty pod adresem członków zarządu, Czuma rzucił się na kobietę z pięściami i szarpiąc ją za ręce, starał się wyrwać jej mikrofon". Jagodziński pisze też, że na niego samego Czuma nasłał osiłków. Artykuł o tym incydencie ukazał się w polonijnym tygodniku "Alfa". - Czuma nigdy nie domagał się sprostowania tekstu - mówi nam dziś Jagodziński.
Mimo wielu starań Andrzej Czuma nie zechciał porozmawiać z "Super Expressem". Skontaktował się z nami jego syn - Krzysztof Czuma, który poprosił o przesłanie pytań. Zapytaliśmy więc bardzo szczegółowo o sprawy sądowe, o długi i rzekomą napaść na kobietę, o której pisał Jagodziński.
Oto, co nam odpisał Krzysztof Czuma:
"Niektóre z poruszonych przez Pana kwestii to kompletna fantazja. Niektóre nic nie są warte. Niektóre sam bym chętnie gdzieś opisał, byle ktoś chciał opublikować. Miecio (chodzi chyba o Mieczysława Klasę - red.) po prostu ma problemy z prawidłową oceną rzeczywistości. Nieszczęsny szajbus dwa tygodnie temu usiłował sprzedać dziennikarzowi informację, że mój ojciec został skazany za spowodowanie wypadku w stanie nietrzeźwym. Przynajmniej część mózgu licząca pieniądze nie uległa uszkodzeniu podczas wypadku. Dobre i to.:)"