Zalegający w całym kraju biały puch jest jak tykająca bomba z opóźnionym zapłonem. Im bliżej wiosny, tym większa groźba nagłego ocieplenia, a co za tym idzie – roztopów i wielkiej powodzi.
Ze względu na fakt, że najwięcej śniegu zalega w górach, najbardziej narażone na powódź i lokalne podtopienia są południowe regiony naszego kraju. Jeśli śnieg z gór stopnieje i spływając w dół długimi rzekami natrafi na zatory z lodu, mogą one jeszcze bardziej spotęgować rozmiary klęski.
Przeczytaj koniecznie: Grozi nam gigantyczna powódź
Czy takiemu scenariuszowi możemy zapobiec? Niestety nie, tym bardziej, że woda z roztopionego śniegu nie ma się gdzie podziać – ziemia zamarzła na kość. Jedno jest pewne – tak źle nie było od lat, dlatego służby odpowiedzialne za walkę z ewentualną powodzią nie mają potrzebnego doświadczenia, by stawić jej czoła.
Na mapach hydrologicznych Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej z każdą aktualizacją przybywa rzek, na których poziom wody przekroczył stan ostrzegawczy. Mało tego, w kilku miejscach przekroczony został stan alarmowy – przede wszystkim na Odrze.
Patrz też: W powodzi stracili dorobek życia
Jednak wbrew pozorom, dla meteorologów tegoroczna zima... nie jest anomalią.
„Być może jest to zima dziesięciolecia, ale, choć jest się czego bać, do wielkiej paniki nie ma powodu” – mówi Agnieszka Harasimowicz, dyżurna synoptyk z oddziału IMiGW w Gdyni.
Dobre wiadomości? W ocenie specjalistów nie grozi nam powtórka powodzi z lata 1997 roku, bo tamten kataklizm był związany z zupełnie innymi zjawiskami. Jednak musimy liczyć się z tym, że powódź dotknie przynajmniej niektóre regiony, szczególnie na południu Polski.
Zobacz zdjęcia: Powódź w środku zimy!
Innym poważnym problemem jest sól, w ogromnych ilościach zalegająca na drogach i ulicach miast. Naukowcy z uniwersytetu w Minnesocie dowiedli ostatnio, że przeciętnie aż 70 procent soli użytej przez miejskie służby do posypywania ulic spływa do rzek i jezior. Ekolodzy ostrzegają, że jest to wielkie zagrożenie dla żyjących tam organizmów.