Tempo prac, zamiast obiecywanego ekspresowego, jest ręcz ślimacze. Posłowie kłócą się między sobą, a przesłuchania schodzą na dalszy plan. Tak też było w poniedziałek, gdy zeznawał Zbigniew Wasserman i miała odpowiadać na pytania posłów śledczych Beata Kempa.
Miała, ale tak się nie stało, bo ciągłe przepychanki słowne zmusiły komisję do przesunięcia tego przesłuchania na 5 stycznia. Ten termin też nie jest jednak pewny, bo może się okazać, że komisja do przesłuchań w ogóle nie wróci. Dlaczego? Bo nie może działać bez dwóch członków (posłów PiS). Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość stawia sprawę jasno: albo do szeregów śledczych wrócą Wassermann i Kempa, albo... nikt.
I tu właśnie pojawia się problem. Prawnicy z sejmowego Biura Analiz Sejmowych nie mają bowiem wątpliwości: posłowie, którzy zeznają przed komisją jako świadkowie, nie mogą w niej jednocześnie zasiadać. To oznacza, ze dla Wassermanna jedyna furtka powrotu już została zamknięta, a przed Beatą Kempą może się ona zamknąć już piątego stycznia.
Sprawą uzupełnienia składu komisji hazardowej zajmie się jeszcze przed przyszłotygodniowym jej posiedzeniem Prezydium Sejmu. Wtedy też okaże się, czy PiS przełamie się i zaproponuje nowych ludzi. Jeśli nie dojdzie do porozumienia, może to oznaczać smutny koniec całej komisji.
Czy to koniec komisji hazardowej?
2009-12-29
17:17
Czas leci, a robota stanęła w miejscu. 61 dni pozostało do końca prac komisji hazardowej i wciąż żadnych widoków na wyjaśnienie afery. Pewne jest więc, że śledczy nie wyrobią się z pracą do końca lutego. Nie wiadomo tylko, czy w ogóle doczekamy się finału prac tej komisji.