Od uderzenia pioruna spłonął cały ich dobytek. Na początku wydawało się, że burza przejdzie bokiem. - W nocy z daleka było widać błyski, ale nie słyszałam żadnych grzmotów - wspomina tragiczny poranek Elżbieta Sosnowska (34 l.). Kiedy w końcu zagrzmiało, kobieta, jej mąż Tomasz (40 l.) i trójka dzieci spali. Nagle potworny huk poderwał wszystkich na łóżkach. - Walnął tylko jeden piorun! Akurat w sam środek naszej stodoły - załamuje ręce pani Elżbieta.
W jednej chwili w płomieniach stanęły zebrane na zimę zapasy słomy i siana dla bydła. Strażacy wezwani na miejsce pożaru mogli już tylko pilnować, aby ogień nie zajął sąsiednich budynków. - W ostatniej chwili zdążyliśmy wypędzić krowy na łąkę, ale teraz nie mamy czym ich karmić - rozpacza pan Tomasz. Mężczyzna liczy na to, że znajdą się dobrzy ludzie, którzy udzielą im wsparcia w tych trudnych chwilach.