Z pozoru życie tej młodej kobiety to niekończące się pasmo nieszczęść. 21-latka wcześnie wyszła za mąż i szybko też okazało się, że jej wybranek - Jerzy G. (22 l.) - to nie lada gagatek. Uciekł od młodej żony, zostawiając ją samą. Następnie kryzys dopadł market budowlany, w którym pracowała. Z dnia na dzień została sama, bezrobotna i bez środków do życia. Każdy inny na jej miejscu dawno by się załamał.
Ale ona znalazła siłę, żeby to wszystko przetrwać. Tą siłę dał jej ukochany synek Błażejek. - Ja świata poza nim nie widzę. Choćbym nie wiem jak była smutna, wystarczy że na niego popatrzę, a czuję, że wraca mi chęć do życia - opowiada pani Barbara, tuląc do siebie wesołego brzdąca. A do Błażejka wkrótce dołączy następne dziecko. - Tak bardzo chciałabym się już dowiedzieć czy to chłopczyk, czy dziewczynka - mówi kobieta, głaszcząc się czule po brzuchu.
Wielka matczyna miłość pozwala jej przetrwać najgorsze. Co jednak z tego, skoro pani Barbara nie ma za co wykarmić ukochanego syneczka.
Pani Barbara dostaje marne 351 zł zapomogi z opieki społecznej. Z tego 200 zł idzie na opłacenie małego pokoiku w walącej się kamienicy. W mieszkanku nie ma ciepłej wody, a w oknach brakuje szyb.
Sytuacja jest beznadziejna. Tym bardziej że jeśli szybko ktoś jej nie pomoże, kobieta straci swoje dzieci. Opieka społeczna w każdej chwili może uznać, że jest ona za biedna na wychowanie maleństw i zabierze je do domu dziecka. - Ja tego nie przeżyję - mówi trzęsącym się głosem młoda mama.
Godność nie pozwala jej prosić o pomoc finansową. - Nie błagam o jałmużnę, chcę sama wyjść z rodziną na prostą. Proszę o pracę, może znajdzie się ktoś, kto mnie zatrudni. Najlepsza byłaby praca w domu, żebym mogła opiekować się Błażejkiem - apeluje pani Barbara. Nie zostawimy tego dramatycznego apelu bez odpowiedzi!