"Najgorsza opieka w moim życiu i brak szacunku do pacjentów! Przeszedłem tam pięć nieudanych operacji, teraz zamierzam podać ich do sądu!" - napisał pan Dariusz na swoim profilu na Facebooku. Do miejskiego szpitala im. Narutowicza w Krakowie trafił na początku wakacji. Najpierw podejrzewano u niego udar słoneczny, później zapalenie płuc, aż w końcu nieprzytomny wylądował na stole operacyjnym z zapaleniem otrzewnej. Po kilku operacjach trafił do Szpitala Uniwersyteckiego, gdzie, jak twierdzi, uratowano mu życie. Oprócz zastrzeżeń co do samego leczenia w szpitalu im. Narutowicza były pacjent ma dodatkowe - oskarża szpital o branie łapówek.
- Pani dyrektor zażądała ode mnie 2 tys. zł. Mój stan był bardzo ciężki, byłem w sytuacji bez wyjścia, więc się zgodziłem - tłumaczy i dodaje, że liczy się z konsekwencjami swojego postępowania.
VAT na usługi medyczne zmiażdży catering i firmy sprzątające w szpitalach?
Te zarzuty odpiera dyrektorka szpitala. - Nigdy nie przyjęłam żadnej łapówki za leczenie jakiegokolwiek pacjenta - bulwersuje się Renata Godyń-Swędzioł. Twierdzi też, że pacjent nękał ją w SMS-ach i znieważał publicznie, o czym powiadomiła policję. Na jej wniosek policja zabezpieczyła już laptop i telefon pana Dariusza, on pozostaje jednak spokojny. - Nie mam nic do ukrycia. Bilingi wykażą, że nikomu nie groziłem - mówi.
Pielęgniarki zastąpią lekarzy na dyżurach?
Sam zgłosił sprawę przyjęcia korzyści majątkowej na policji, domaga się też od prezydenta Krakowa odwołania dyrektorki szpitala, chce walczyć o odszkodowanie. - Żadne pieniądze nie wynagrodzą mi utraty zdrowia ani tego, co przeżyłem w szpitalu Narutowicza - zapewnia. - Odzywa się do mnie coraz więcej pacjentów poszkodowanych przez ten szpital, będę chciał wesprzeć innych poszkodowanych, którzy będą potrzebowali pomocy prawnej - podsumowuje.