Górnicy mieli zawiadamiać dyrekcję kopalni, że na poziomie 660 metrów nie można pracować już w poniedziałek rano. - Informowaliśmy o dużym stężeniu gazów. Niestety, nasze ostrzeżenia zostały zlekceważone. W konsekwencji doszło do tragedii - mówi Sylwester Śpiewak z Solidarności 80 w kopalni Wesoła.
Zobacz: Wybuch metanu w kopalni Mysłowice-Wesoła. "Tam leży moje dziecko!" [WIDEO]
Związkowcy poprosili zatem prokuraturę o zbadanie tej sprawy. Ich zdaniem tragedii można było uniknąć, gdyby zachowane zostały podstawowe procedury bezpieczeństwa.
Zresztą skierować sprawę do prokuratury chcą też rodziny poszkodowanych w Wesołej. Franciszek Jankowski (65 l.) wciąż czeka na wiadomości o synu Bogdanie (42 l.), który jak do tej pory nie został odnaleziony przez ratowników.
- Teraz wszyscy mają co innego na głowie. Ja czekam, czy zobaczę jeszcze syna, czy też może już jego ciało. Reszta zamartwia się stanem zdrowia najbliższych, ale na pewno tak tego nie zostawimy. Obiecaliśmy sobie tu w Wesołej, że jak minie trochę czasu, minie najgorsze, to wtedy zbieramy się razem i będziemy pisać do prokuratury - mówi nam ojciec poszukiwanego górnika. - Wiem, że oni już się spotykają i namawiają, jak uniknąć odpowiedzialności, pewnie znowu karę poniosą płotki, ale będziemy walczyć o sprawiedliwość - dodaje Franciszek Jankowski.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail