Siedem osób uwierzyło w zapewnienia szalbierza, a ten na nich zarobił 2,5 mln zł. Pożyczający mogą jeszcze stracić, bo urząd skarbowy sprawdza, skąd oszukani mieli pieniądze na udzielanie pożyczek na wysoki procent pod „złoty” zastaw. Żeby móc oszukiwać ludzi, przede wszystkim trzeba sprawiać wrażenie wiarygodnego. I tak było w tym przypadku. 28-letni mieszkaniec Bielska-Białej wydawał się być wiarygodny, jak lokata w szwajcarskim banku. Mechanizm przestępstwa nie był skomplikowany. Mężczyzna dla zagwarantowania spłaty pożyczki dawał nie tylko wysoki procent, ale także pod zastaw sztabki „złota”. – Był na tyle przekonujący, że żadna z siedmiu osób nie odważyła się otworzyć opakowań, w których znajdowały się sztabki – tłumaczy kom. Robert Waligóra, naczelnik pionu do walki z przestępczością gospodarczą KMP w Bielsku-Białej.
– To były sztabki o wadze uncji i pół uncji. Gdy pożyczał 100 tys. zł i więcej, to oferował jako zastaw kilogramowe sztaby platyny, oczywiście platyny tylko z nazwy. Pożyczył pieniądze pod trzy takie sztaby. Możliwe, że gdy zacznie się proces oszusta, to grono pokrzywdzonych przez niego rozszerzy się. Oskarżonych na ławie ie przybędzie – wyjaśnia Elwira Jurasz, rzecznik prasowy bielskiej policji. Dodać trzeba, że umowy pożyczkowe nie były prawnie formalizowane. Trzeba byłoby wówczas płacić podatki, iść do notariusza itd. Zawierano je na tzw. gębę lub jak kto woli: na dżentelmeńskie porozumienie. Jedna z pokrzywdzonych osób pożyczyła oszustowi 700 tys. zł pod zastawa stu sztabek, w jej przekonaniu, złota. Tymczasem „pożyczający” kupował fałszywki po... 40 zł za sztabkę. I tak się biznes kręcił. W sądzie okaże się, ile lat więzienia będzie kosztowała 28-latka taka „przedsiębiorczość”.