Danuta Bińkowska z Sochaczewa (58 l.) zwątpiła w sprawiedliwość. W kwietniu ubiegłego roku jak co miesiąc poszła do banku opłacić rachunki. Tam dowiedziała się, że jej emerytura i oszczędności zniknęły. Przejął je komornik, który zajął też drugie konto kobiety. Zabrał w sumie blisko 29 tys. zł. - To był szok, bo ja nie miałam długów ani żadnej komorniczej sprawy - mówi pani Danuta.
- Okazało się, że zostałam mylnie podana jako dłużniczka firmy będącej w likwidacji. Nikt nie sprawdził, że chodzi o inną kobietę, która nazywa się tak samo jak ja. Ani komornik, ani adwokat wierzyciela, ani bank, który wydał moje pieniądze, choć nie zgadzały się adresy i drugie imiona - dodaje.
Pomyłka wydawała się oczywista, jednak pieniędzy do dziś nikt nie chce oddać. Komornik twierdzi, że winny jest adwokat wierzyciela. Ten nie ma pieniędzy, bo się likwiduje. Wszyscy odsyłali ją do sądu. - Jestem wściekła, zostałam sama z tym wszystkim. Każdy odsyła mnie dalej i odbija piłeczkę. Jestem na emeryturze, choruję na raka i te pieniądze są mi bardzo potrzebne na leki i rehabilitację - mówi załamana kobieta.
Dramat pani Danuty poruszył posłów PiS Przemysława Wiplera (35 l.) i Macieja Małeckiego (39 l.), którzy ogłosili wczoraj, że znaleźli dla niej adwokata. Zapowiedzieli też wystąpienie o zmiany w Kodeksie postępowania cywilnego. - W wyrokach sądowych powinien być publikowany numer PESEL lub KRS, żeby była oczywista i jednoznaczna identyfikacja dłużnika. Nie może być tak, że najsłabszym ogniwem jest klient banku - mówi poseł Wipler. I nie zostawia suchej nitki na bankowcach. - Dwa renomowane banki bezpodstawnie przekazały pieniądze. Nabiły klienta w butelkę jak Amber Gold. Bankowe kampanie mówiące, że lepiej trzymać pieniądze w banku niż w skarpecie, są nieprawdziwe - stwierdza.