Takie są wstrząsające ustalenia śledczych z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Wczoraj Dariusza P. zatrzymała policja. Przez kilka godzin w domu, który stał się grobem dla jego bliskich, trwał eksperyment procesowy. Potem skuty kajdankami mężczyzna został wyprowadzony. - Do niczego się nie przyznaję, kochałem swoją rodzinę - powiedział nam Dariusz P.
Przeczytaj: Jastrzębie-Zdrój. Dariusz P. pochował żonę i czwórkę dzieci
Tragiczny pożar wybuchł na początku maja 2013 r. W jego wyniku zginęło czworo dzieci - Agnieszka (4 l.) Marcin (10 l.), Małgorzata (13 l.), Justyna (18 l.) oraz ich mama Joanna (40 l.). Pożogę przetrwał jedynie najstarszy syn Wojciech (18 l.). Spał na najwyższym piętrze domku. To on zauważył dym i powiadomił straż pożarną.
Dariusz P odpowie za dokonanie pięciokrotnego zabójstwa
Dariusz P. był wtedy w pracy. Na wiadomość o śmierci bliskich odgrywał załamanego ojca i męża, stracił nawet przytomność. Później udzielał wywiadów prasowych, w których porównywał się do biblijnego Hioba. Podawał przy tym numer konta, na które można było wpłacać pieniądze na pomoc jemu i ocalałemu synowi.
Wczoraj okazało się, że wszystko to mogło być grą pozorów. Śledczy zgromadzili dowody wystarczające do postawienia mu najcięższych zarzutów.
- Podejrzany będzie odpowiadał za dokonanie pięciokrotnego zabójstwa i usiłowanie kolejnego - powiedział nam rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Michał Szułczyński. Usiłowanie zabójstwa dotyczy najstarszego syna Wojtka. On również był wczoraj przesłuchiwany w prokuraturze.
Podpalił dom, by wyłudzić odszkodowania za pożar
Dariusz P., podpalając dom, chciał wyłudzić odszkodowania za pożar. Prawdopodobnie ubezpieczył też żonę i to w kilku towarzystwach. Uwagę śledczych przykuł fakt, że już kilka lat wcześniej dom się spalił, a Dariusz P. dostał z tego tytułu odszkodowanie.