Pięć miesięcy po tragicznym pożarze Dariusz P. wybrał się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej i poznał wtedy Renatę P. (40 l.) z Włosienicy w Małopolsce. Od tej chwili uparcie adorował posażną wdowę z czwórką dzieci. Przyjeżdżał do niej, zaprowadzał do kościoła, cierpliwie rozmawiał z jej córkami.
Dariusz P. sprawiał wrażenie idealnego
- Dzieci Renaty przepadały za nim. Gdyby go nie akceptowały, moja szwagierka by się z nim nie spotykała. Nie przyjęłaby go pod swój dach. Na mnie też zrobił jak najlepsze wrażenie. Teraz nie będę wyręczał sądu. Nie będę mówił, czy on jest winien, czy też nie. Poczekajmy na wyrok - mówi Stanisław Ż.
Przeczytaj też: Pożar w Jastrzębiu Zdroju. Spalił rodzinę i wyjdzie na wolność
Niedługo przed swoim aresztowaniem Dariusz P. zaręczył się z Renatą P., zamieszkał u niej. Mieszkańcy Włosienicy nie powiedzą o nim złego słowa. - Uprzejmy, pomocny. A podczas mszy stawał blisko ołtarza - opisuje jedna z kobiet. - To ma być morderca? - pyta.
Śledczy są jednak pewni jego winy. Prokurator postawił Dariuszowi P. zarzut pięciokrotnego zabójstwa i usiłowania kolejnego.