Do Darłowa wziął ze sobą dwa pistolety i gumową maskę na twarz. Był zdesperowany, od dawna bez pracy, kompletnie spłukany. Tym skokiem chciał się odbić od dna. Był piątek, dochodziła godz. 13. Na poczcie w centrum miasteczka kilku klientów. Nagle zobaczyli uzbrojonego mężczyznę w masce staruszka. Wbiegł przez drzwi z impetem.
- Wszyscy na ziemię! - krzyczał. Wystrzelił w sufit. Ludzie nie dowierzali, myśleli, że to żart, może jakieś ćwiczenia antyterrorystyczne. - Co się k... gapicie! Nie widzieliście amerykańskich filmów? To jest napad!
To już wystarczyło, by ludzie zrozumieli, że to wszystko dzieje się naprawdę. Runęli na ziemię. Pani z okienka drżąc ze strachu wykonała kolejny rozkaz bandyty - wydała pieniądze z kasy - 4300 zł.
Janusz W. był przekonany, że wszystko idzie zgodnie z planem. Nie wiedział, że na miejsce jedzie już policja, bo jedna z pracownic włączyła alarm, a inna zauważyła, jak wchodził na pocztę, bo sama szła w jej kierunku.
- Boże, to napad, powiedziałam sobie pod nosem i pobiegłam do banku naprzeciwko, alarmując o tym, co się dzieje po sąsiedzku. Nie chcieli mi wierzyć, patrzyli na mnie jak na wariatkę, zamiast dzwonić na policję. Sama to zrobiłam - opowiada Dorota Kamińska (41 l.). Bandyta zgarnął kasę i zaczął zwiewać. W pościg ruszyli policjanci. Doszło do regularnej strzelaniny.
- Goniliśmy przestępcę, a on co chwilę odwracał się i strzelał do nas. Oddaliśmy kilka strzałów ostrzegawczych, gdyby się nie poddał i zdecydował się znowu do nas strzelać, kule z naszych pistoletów poleciałyby już w jego kierunku - mówi Andrzej Kowalczyk (51 l.), policjant z Darłowa. Janusz W., dotąd niekarany, został obezwładniony, a pieniądze odzyskane.
Andrzej Kowalczyk (51 l.), policjant z Darłowa: Strzelał do mnie
Goniliśmy bandytę, a on odwracał się i strzelał w naszym kierunku. Na szczęście niecelnie. My oddaliśmy kilka strzalów ostrzegawczych, a wtedy złodziej poddał się