Bronisław Komorowski: Dawny Kaczyński wyjdzie jak grzyb na ścianie (WYWIAD!)

2010-06-18 22:07

Bronisław Komorowski, lider sondaży prezydenckich, w ostatnim wywiadzie przed otwarciem lokali wyborczych: Kampania PiS przypomina mi próbę powierzchownego zamalowywania ładną farbą zagrzybionej ściany. Może i na początku wszystko będzie ładnie wyglądało, ale w końcu grzyb i tak wyjdzie na wierzch i znów będzie problem.

Super Express": - Panie marszałku, preferuje pan koniak czy polską czystą?

Bronisław Komorowski: - Jeżeli już, to nalewkę. Najchętniej własnej roboty. A dlaczego panowie pytacie?

- Prof. Czapiński powiedział w ubiegłym tygodniu, że powinien pan wypić koniaczek, wziąć głęboki oddech i jednak wybrać się na debatę z Jarosławem Kaczyńskim do TVP. Poszedł pan, więc pytamy, czy wypił pan przed nią jednego głębszego?

- Nie było potrzeby. Ja nie mam deficytu odwagi. Zabrakło jej moim głównym konkurentom. Nie stawili się na debatę z udziałem wszystkich kandydatów organizowaną przez studentów Uniwersytetu Warszawskiego. Jarosław Kaczyński odmówił też debaty jeden na jednego.

- Żałuje pan, że poszedł do tego "gniazda os", jak nazwał pan TVP? Kto wygrał tę debatę?

- Nie mnie to oceniać, ale sondaże opinii publicznej - także te publikowane na łamach "Super Expressu" - wskazywały na moje zwycięstwo. Widocznie odwaga polityczna jest jeszcze w cenie.

- Jarosław Kaczyński gra nieczysto?

- Tak jak cały PiS posuwa się za daleko w budowaniu różnych skojarzeń, które nie mają nic wspólnego z prawdą. Dowodem na to jest próba lansowania tezy - co skończyło się przegraniem przez PiS sprawy w sądzie - dotyczącej oskarżeń Platformy o to, że chce sprywatyzować szpitale. To samo dotyczy szkolnictwa. To jest kłamstwo lub ignorancja. Albo jedno i drugie. Brakuje jeszcze tylko lodówki, pana Zbigniewa Ziobry i będziemy na drodze do kolejnej sprawy pani Barbary Blidy.

- Wy też atakujecie. Wybryki Janusza Palikota z merytoryczną kampanią niewiele mają wspólnego. A panu się podobają?


- Nie podobają mi się. Wielokrotnie prosiłem go, aby powstrzymał swoje zachowania, bo one mi po prostu szkodzą. Rzecz w tym, że Janusz jest człowiekiem autonomicznym i niezależnym. Ale czym innym jest polityczny happening, a czym innym kłamstwa.

- Ale zawsze może go pan tak po przyjacielsku zrugać...

- Tak po przyjacielsku to jak najbardziej. Ale jak każdy człowiek - oczekuję wzajemności. Dlatego liczę, że te osoby z PiS, które krytykują Palikota, zachowają w tym umiar, gdyż nie włożyły najmniejszego wysiłku, by powstrzymać agresywnych zwolenników swojej partii przychodzących na spotkania ze mną. W Londynie był to już słynny PiS-owski rzut penisem.

- PiS-owski? Przecież ten człowiek trzy lata temu był zwolennikiem PO i Donalda Tuska?!

- Nie, nie! Zadałem mu na sali pytanie, na kogo będzie głosował i wszystko było jasne.

- Nam mówił, że nie podjął jeszcze decyzji.

- Usłyszałem co innego.

- Jeśli po wyborach Janusz Palikot wróci do swojego postulatu i zażąda, by pokazał pan wyniki swoich badań, zrobi pan to?

- Nie. Dlatego, że takie rzeczy muszą być regulowane prawem, a nie widzimisię jednego posła. Jest projekt ustawy w Sejmie, który zakłada obligatoryjne badanie kandydatów na prezydenta. Ale nie widać zainteresowania takim rozwiązaniem żadnego z klubów parlamentarnych.

- To będzie miał pan problem z Palikotem…

- Ja mam ciągle problemy z różnymi ludźmi. Ale nie wypieram się przyjaźni nawet z osobami, z którymi mam kłopoty.

- Dlaczego pana zdaniem Jarosław Kaczyński w obwieszczeniu PKW nie poinformował, że jest członkiem i prezesem PiS?

- Ja mu się specjalnie nie dziwię, bo też nie szczyciłbym się tą partią. Pytanie jest jednak poważniejsze, dlaczego stara się to ukryć?

- Bo, jak mówią jego sztabowcy, nie chce być tylko kandydatem PiS, ale milionów Polaków.

- Skoro tak, to apeluję do pana Kaczyńskiego, aby już dzisiaj zrezygnował z członkostwa w PiS.

- A pan zrezygnuje?


- Ja się Platformy nie muszę wstydzić. Nie mydlę też nikomu oczu. A rezygnację z członkostwa w PO złożę. Prezydent nie powinien być członkiem partii.

- Kiedy? Po ewentualnej przeprowadzce do Pałacu?

- Nawet może wcześniej. Nie muszę sztucznie udawać, że potrafię myśleć w kategoriach ponadpartyjnych. Dałem już tego dowody.

- Ma pan na myśli Marka Belkę?

- Między innymi. To nie jest osoba z mojego zaplecza politycznego. Mało tego - zgłoszenie tej kandydatury wielu moim kolegom bardzo się nie podobało. Wiem, że co najmniej kilku z nich chciało zostać szefem NBP. Takim dowodem było też powołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Po raz pierwszy zostało stworzone forum wymiany informacji uwzględniające tak-że partie opozycyjne.

- Belka to był pana autorski pomysł? Podobno sporą rolę w tej sprawie odegrał Aleksander Kwaśniewski?

- To była moja decyzja. Podjęta w ramach przysługujących mi kompetencji.

- Z premierem też pan tej kandydatury nie konsultował?

- Premier był poinformowany. Powiem więcej, na dwa tygodnie przed ogłoszeniem tej kandydatury poinformowany został też pan Napieralski.

- Wie pan, ile zarabia prezydent?

- Tak jak marszałek Sejmu, mniej niż jego podwładni. Zdecydowanie mniej niż większość ludzi biznesu, pracowników dużych spółek Skarbu Państwa.

- Czyli za mało?

- Nie chodzi o kwoty, ale o zasady. Moim zdaniem w państwie polskim powinna obowiązywać taka reguła, że podwładni zarabiają mniej niż przełożeni. Inaczej mamy do czynienia z chorą sytuacją. Ale to nie jest nowy problem. Pamiętam, że kiedy byłem szefem MON, moi pracownicy zarabiali też więcej niż ja. A jak wygląda to u panów w redakcji? Czy redaktor naczelny zarabia mniej niż dziennikarze?

- Nie zaglądaliśmy mu do kieszeni, ale z tego co słyszeliśmy, proporcje są zachowane.

- No właśnie (śmiech). W państwie też powinno być tak, jak w redakcji "Super Expressu".

- Do wyborów zostały godziny. Zastanawiał się pan, jak będzie wyglądało pana życie po ewentualnej przeprowadzce do Pałacu? Już pan pewnie nie wsiądzie za kierownicę i nie pojedzie do Budy Ruskiej?

- A dlaczego nie?

- BOR się zgodzi?


- Wszystko jest kwestią umowy. Na pewno - oczywiście na ile będzie to możliwe - będę starał się zachować jak najwięcej prywatności. Dotyczy to także jazdy własnym samochodem. Robiłem tak, wypełniając obowiązki prezydenta, i zamierzam tak postępować w dalszym ciągu. W razie czego prawo jazdy ma żona i wszystkie moje dzieci. Żeby nie było wątpliwości, bo niektórzy z kandydatów prawa jazdy nie mają.

- Załóżmy, że siedzi przed panem dwóch zwolenników PiS. Ale niezdecydowanych. Ma pan minutę, by nas przekonać, że nie powinniśmy jednak głosować na prezesa Kaczyńskiego. Jak pan to zrobi?

- Nie chcę źle mówić o swoim konkurencie. Przed wyborami Jarosław Kaczyński zmienił wizerunek. Dzisiaj wszyscy zastanawiają się, czy ta zmiana jest prawdziwa, czy naprawdę odszedł od swoich błędnych poglądów, złego stylu uprawiania polityki, czy też tylko sprawia takie wrażenie. Kampania PiS przypomina mi próbę powierzchownego zamalowywania ładną farbą zagrzybionej ściany. Może i na początku wszystko będzie ładnie wyglądało, ale w końcu grzyb i tak wyjdzie na wierzch i znów będzie problem. A może wyjść szybciej, niż nam się wydaje. Przecież pan Kaczyński znowu mówi, że chce wprowadzić IV RP. Mówi to tylko cichszym, łagodniejszym głosem. Zaraz po wyborach może wrócić do swojej starej dobrej formy. Ryzykujecie? A może zauważycie, że ja nie musiałem ani na jotę zmieniać ani poglądów, ani stylu uprawiania polityki.

- Ma pan jakieś przeczucia dotyczące wyniku wyborów?

- Niektórzy mają zwidy, słyszą głosy. Ja nie. Nie opieram się na przeczuciach, tylko na planie politycznym. Zakładam, że wygram. Nie muszę chodzić do wróżek. Choć ponoć i wróżki dobrze mi wróżą. A może po prostu czytają sondaże?

- Jakim prezydentem będzie Bronisław Komorowski?

Chciałbym być prezydentem łączącym, a nie dzielącym Polaków. Na pewno nie będę stawiał ludzi z kręgów Solidarności tam, gdzie stało ZOMO. I nikogo nie będę wypychał z kręgu patriotów, bo uważam, że do postaw patriotycznych mają prawo ludzie zarówno prawicy, jak i lewicy oraz centrum. Na pewno chciałbym być prezydentem współpracy, a nie konfliktu. Jest szansa, by w niepamięć odeszła era wojen o krzesło, o samolot, ciągłych awantur w obszarze władzy, ze stratą dla państwa. Jest szansa na prezydenturę współpracy nie tylko w obszarze władzy, ale również obejmującą opozycję. I ja nie muszę z tym czekać na wynik wyborczy, bo ja już to robię. Mam nadzieję, że bez względu na wynik wyborów, to pozostanie.

- W pańskiej kancelarii mogą pojawić się takie niespodzianki, jak nominacja Marka Belki na szefa NBP?

- Oczywiście, że tak. Jedno jest pewne: nie chciałbym mieć kancelarii budowanej na jednej partii. Już mieliśmy prezydenta z PiS, który tylko spośród członków swojej partii rekrutował współpracowników. Nie było wtedy Rady Bezpieczeństwa Narodowego, a jak była, to składała się z Jarosława Kaczyńskiego i Anny Fotygi. Ja nie muszę już niczego obiecywać, bo to się dzieje. W RBN są przedstawiciele opozycji.

- Co pan zrobi, jeśli pan przegra?


- Jestem optymistą. Nie mam żadnego planu awaryjnego. Liczę się oczywiście ze wszystkim, bo to jest demokracja. Ale będę walczył do końca o szansę nie dla siebie, ale dla Polski.

- Boi się pan tych ostatnich chwil kampanii? Jakiegoś nowego dziadka z Wehrmachtu?

- Na wszelki wypadek ujawniłem, że mój dziadek był piratem na Wołdze w czasie rewolucji bolszewickiej. Oczywiście środowisko PiS jest na tyle dziwne, że można się spodziewać różnych zagrań nie fair. Plotki na mój temat i mojej rodziny są tak nieprawdopodobne, że chyba nie trafią do normalnego człowieka. Wierzę i ufam, że Polacy mają swój rozum i będą potrafili odróżnić prawdę od fałszu.

- Jest szansa, że wszystko zakończy się na pierwszej turze?

- Jest taka szansa, ale widać, że Jarosław Kaczyński jest realnym zagrożeniem. Mówię to bez żadnej kokieterii czy strachu. Wybory w cieniu dwóch dramatów - katastrofy pod Smoleńskiem i powodzi - nie sprzyjają chłodnej ocenie politycznej, tylko emocjom. Dlatego szanse mojego konkurenta ostatnio nieco wzrosły i ja tego absolutnie nie lekceważę.

Przyszło mi prowadzić kampanię w bardzo trudnych warunkach. Proszę pamiętać, że jestem niesamowicie obciążony obowiązkami marszałka Sejmu i osoby pełniącej funkcję prezydenta. Dlatego mam wiele ograniczeń. Sam nałożyłem sobie taki reżim - najpierw obowiązki, potem kampania. Ale mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają