Jakby ktoś nie wiedział, czym jest defibrylator AED, to wyjaśniamy. Jest to urządzenie poprzez elektrody przyklejone do ciała pacjenta odczytuje jego temperaturę, ciśnienie, EKG oraz na tej podstawie dokonuje analizy i dobiera odpowiednią siłę elektrowstrząsów, które aplikuje do serca chorego. Ratujący ma tylko stosować się do komend głosowych lub poleceń widocznych na ekranie defibrylatora, którego pracą steruje program komputerowy. – Pracodawca jest zobowiązana do zorganizowania w firmie punktu pierwszej pomocy. Zazwyczaj kojarzy się on z apteczką. Nawet najlepiej wyposażona nie pomoże nam, kiedy dojdzie do nagłego zatrzymania krążenia. Doszliśmy do wniosku, że w tych budynkach w których pracuje najwięcej ludzi, przez które przewija się najwięcej klientów, zamontujemy w oznaczonych i widocznych miejscach defibrylatory – wyjaśnia Łukasz Zimnoch, rzecznik prasowy TPE. W Tauronie rozwijają szkolenie pracowników z pierwszej pomocy. Do programu szkoleń z BHP wprowadzono podstawy prowadzenia akcji resuscytacyjnej z wykorzystaniem urządzeń AED. Dotychczas przez to szkolenie przeszło prawie 10 tys. pracowników, to jest połowa wszystkich zatrudnionych.
Do szkolenia i popularyzacji AED włączyła się Centralna Stacja Ratownictwa Górniczego. – Nie należy bać się korzystać z AED, gdy jest taka konieczność. Poszkodowany dotknięty nagłym zatrzymanie krążenia ma tylko dziesięciu minut na to, by otrzymał pomoc, która uratuje mu życie, przy czym defibrylacja powinna być przeprowadzona w przeciągu trzech pierwszych minut. To czas, w którym tylko defibrylator może go uratować – podkreśla prowadząca szkolenia w CSRG ratownik medyczny Jolanta Patlewicz. W Polsce codziennie wskutek nagłego zatrzymania krążenia i zawału, który może przejść w ten stan, umiera 95 osób. AED przeznaczony do publicznego użytku, taki jak ten na zdjęciu, kosztuje ok. 5 tys. zł.