Wdowiec usłyszał ją w Moskwie, gdzie pojechał zidentyfikować zwłoki swojej małżonki. To był ciężki czas dla wszystkich bliskich ofiar katastrofy smoleńskiej. "Opowiadał mi jeden z pielęgniarzy rosyjskich, że długo poszukiwano głowy pani prezydentowej, podobnie jak rąk i nóg innych ofiar. Brutalnie pan pielęgniarz mówił: "Nie wiem, czyj to mózg, nie wiem, czyja to wątroba "" - napisał Paweł Deresz w felietonie do NaTemat. pl. Zapytaliśmy go, czemu zdecydował się powtórzyć głośno tę drastyczną opowieść. - To mój bunt przeciw obecności posłów PiS na cmentarzu podczas ekshumacji. Nie dociera do nich, że to nie była zwykła katastrofa i że ciała wielu ofiar składały się z 20-30 kawałków. Nie rozumieją, że to mogło rodzić różne pomyłki. Jestem też zniesmaczony tym, że posłowie przychodzą na cmentarz i wdzierają się na ekshumację, a tymczasem to nie jest teatr, gdzie przychodzi się klaskać i manifestować - tłumaczy Paweł Deresz.
DERESZ: Rosjanie nie mogli ZNALEŹĆ GŁOWY PREZYDENTOWEJ Marii Kaczyńskiej
Paweł Deresz (75 l.), wdowiec po Jolancie Szymanek-Deresz (56 l.), ujawnił wstrząsające fakty dotyczące identyfikacji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej. Opowieść Pawła Deresza dotyczy śp. prezydentowej Marii Kaczyńskiej (68 l.).