Chwilę przed godziną 12 w środę policja dostała informację o mężczyźnie, który siedzi na jednej z podpór mostu Poniatowskiego. Na miejsce momentalnie przybyła karetka pogotowia, policjanci oraz poduszkowiec warszawskiego komisariatu rzecznego. Ale uratowanie mężczyzny w wieku ok. 30 lat nie było proste - był kompletnie pijany. Niedoszły samobójca bezczelnie pił piwo za piwem i palił papierosy. Nic nie robił sobie z próśb i tłumaczeń policyjnych negocjatorów.
Uratowany i skuty
Psycholodzy mieli bardzo trudne zadanie, bo przez pewien czas skoczek wcale nie chciał z nimi rozmawiać. Pokazywał im tylko obraźliwe gesty i milczał. Po ponad godzinie, mężczyzna w końcu posłuchał funkcjonariuszy i przyjął od nich linę asekuracyjną. Ratownicy i przechodnie przez moment wstrzymali oddech, gdy mężczyzna na chwiejących się nogach przechodził przez barierę mostu. Raz czy dwa omsknęła mu się stopa i o mały włos nie poleciał w dół! Szczęśliwie uratowany został od razu... skuty i w obstawie kilku policjantów odprowadzony do karetki. Na pytanie, dlaczego postawił na nogi wszystkie warszawskie służby, zdołał wybełkotać naszemu reporterowi, że "nie udziela wywiadów". Gdy mężczyzna wytrzeźwieje, zostanie przewieziony do szpitala psychiatrycznego na badania. Na razie nie wiadomo, co skłoniło go do tego desperackiego kroku.