Aleksander mieszkał w Norwegii z mamą Iriną (45 l.), ojczymem Norwegiem i 4-letnim braciszkiem Miszą. Gdy jego mama kilka miesięcy temu zgłosiła policji dziwne zachowanie męża Norwega, które wskazywało, że ten molestuje Miszę, kobietę posądzono o chorobę psychiczną (5 ekspertyz temu zaprzeczyło), a urząd ds. dzieci... przekazał starszego syna do rodziny zastępczej.
- To był dla mnie szok! Tym bardziej że Misza trafił pod opiekę swojego ojca zboczeńca! - opowiada Irina Bergseth-Frolova. Kobieta rozpoczęła walkę o odzyskanie chłopca. W jego sprawie interweniowały władze Rosji, przedstawiciele Parlamentu Europejskiego. Bezskutecznie. Matka dowiedziała się, gdzie przebywa Aleksander. Codziennie spotykała go, gdy szedł do szkoły i donosiła mu jedzenie, bo chłopiec w zastępczej rodzinie był głodzony.
Sam zadzwonił do Rutkowskiego
W końcu 13-latek wziął sprawy w swoje ręce. W Internecie znalazł telefon do Krzysztofa Rutkowskiego i do niego zadzwonił! - Płakał. Mówił, że czytał w gazetach i Internecie o uwolnieniu przeze mnie polskiej dziewczynki. Mówił, że jego też zabrali od mamy i musi mieszkać z obcymi ludźmi - wspomina detektyw.
Po kontakcie z mamą Aleksandra do akcji wkroczyli agenci Rutkowskiego. Przejęli chłopca, gdy szedł na zajęcia sportowe. W niedzielę na granicy polsko-niemieckiej Aleksandra witała uwolniona z Norwegii przed miesiącem 9-letnia Nikola z rodzicami. I rodzice kolejnej polskiej dziewczynki - Natalii (7 l.), która też została odebrana z domu, bo była... za bardzo samodzielna!
- W Norwegii w ramach obowiązującego prawa dochodzi do ogromnych wynaturzeń. Ofiarami urzędników stają się niewinne, białe i zdolne dzieci odbierane zdrowym i normalnym matkom - mówi Krzysztof Rutkowski.