Dla Patryka Obszyńskiego ( 17 l.) to była ostatnia wycieczka w życiu. Razem z kolegami często jeździli na Pogorię. Zwykle wybierali się tam autobusem. Tym razem pojechali samochodem.
- Po co on jechał tym autem - płacze Zofia Obszyńska (44 l.), matka zabitego chłopaka. - Zostałam teraz bez syna. Boże, co ja zrobię - chowa twarz w dłoniach kobieta.
Patryk Obszyński, Adam K. (17 l.), Robert J. (18 l.), Angelika G. (16 l.) i Łukasz K. (18 l.) znali się z osiedla. Opla, który rozbił się przy ul. Jasnej, pożyczył Łukasz K.
Do tragedii doszło około godziny 4 rano. Na łuku drogi Łukasz K. stracił panowanie nad kierownicą. Opel wypadł z jezdni i z ogromnym impetem uderzył w ogrodzenie ośrodka wychowawczego. Siła uderzenia była tak duża, że solidny murowany płot zamienił się w gruzy. Samochód został doszczętnie zniszczony.
Patryk, choć siedział na tylnym siedzeniu, nie przeżył kraksy. Pozostała czwórka nastolatków walczy o życie w szpitalach w Sosnowcu i Dąbrowie Górniczej. Ich stan jest bardzo ciężki.
- Siedzący za kierownicą nastolatek nie miał prawa jazdy. Na razie nie wiemy, czy był trzeźwy. Wykaże to badanie krwi - mówi aspirant Mariusz Miszczyk z policji w Dąbrowie Górniczej. - Najprawdopodobniej przyczyną wypadku była nadmierna prędkość - dodaje.
- Syn uczył się na ślusarza. A teraz co? Została nam córka Kinga. W czwartek pogrzeb. Nie wiem, czy się pozbieram po tym wszystkim - płacze Stanisław Obszyński (43 l.), ojciec chłopaka.
Pani Zofia nie może pojąć, dlaczego zginął jej syn. - Prosiłam, żeby siedział w domu - mówi. - Przecież w sobotę pojechali pociągiem do Krakowa. To jeszcze w niedzielę musieli nad to jezioro... - dodaje załamana kobieta.