Gamonie nie strażacy! Najpierw nie mogli znaleźć drogi do pożaru, a gdy już przyjechali na miejsce, mieli wody na pięć minut gaszenia! Śmieszne?
Nie dla państwa Stefaniaków ze wsi Węglewskie Holendry pod Koninem (woj. wielkopolskie), którzy w pożarze stracili dorobek swojego życia.
Pożar wybuchł, kiedy pan Roman Stefaniak (37 l.) z żoną odwoził dzieci do szkoły. Gdy wrócił, jego oczom ukazał się straszny widok. Języki ognia trawiły jego dom. Na szczęście strażacy byli już w drodze.
Ale jak się okazało, droga do pożaru była tym razem dla ogniomistrzów z pobliskiej Goliny i Konina długa, bo... pogubili się w niewielkiej osadzie i krążyli po pobliskim lesie. W końcu odnaleźli drogę do domu Stefaniaków. W kilka sekund wyskoczyli z aut, zakasali rękawy, rozwinęli sikawki i... lali wodę przez całe 5 minut. Potem woda się skończyła.
- W tej wiosce nie ma hydrantów, a stawy były zamarznięte - rozkłada ręce kapitan Andrzej Lewandowski z konińskiej Państwowej Straży Pożarnej. Strażacy musieli jeździć po wodę aż kilka kilometrów. Efekt - doszczętnie spalony dom, który teraz nadaje się tylko do rozbiórki.
Stefaniakowie w pożarze stracili wszystko. Można im pomóc, wpłacając pieniądze na konto: Bank Spółdzielczy w Koninie oddział w Golinie - 24 85 30 0000 0700 0619 2000 00 50 z dopiskiem "dla pogorzelców"