Ona płacze. Wczoraj cały czas płakała. Wie, co się stało. Była zdrową dziewczyną. Nic jej nie dolegało, a teraz leży szpitalnym na łóżku i potraf jedynie zamrugać oczami - mówi nam załamany Damian Kozioł (26 l.), narzeczony sparaliżowanej od dwóch tygodni Pauliny.
Tragedia Pauliny i jej bliskich rozpoczęła się dwa tygodnie temu w nocy 10 marca. Kobieta bawiła się ze swoją córką Lenką (2 .). - Około 23 powiedziała, że głowa ja boli. Jednak nie chciała brać tabletki. Miała nazajutrz mieć badanie związane z ciążą. Z czasem stan zaczął się pogarszać. Gdy idąc do toalety musiałem jej pomagać, bo nie utrzymywała równowagi oraz gdy zaczęły się problemy z wysławianiem zdecydowałem, żeby jechać odo szpitala – opowiada narzeczony Pauliny.
Tak pan Damian z narzeczoną trafili do Szpitala Powiatowego w Zawierciu. - Paulina została przyjęta. Pojechała do pokoju zabiegowego. Człowiek z napisem na kurtce „ratownik medyczny' wziął ode mnie numer telefonu. Poradził, żebyśmy jechali do domu i rano przyjechali. Posłuchaliśmy go – opowiada Damian kozioł.
Narzeczony był już w domu, gdy dostał od Pauliny sms-a, że ma badania. Było po godz. 2 w nocy. Wszystko wydawało się ok. Jednak potem przyszły niepokojące sygnały. - Dostałem od niej dwa sms-y, ale kompletnie nieczytelne. Bez ładu i składu. Jakby pojedyncze literki. To mnie zaniepokoiło. Postanowiłem wracać do szpitala – mówi narzeczony.
W szpitalu zastał Paulinę na ogólnej sali. Jej stan był okropny. - Była w stanie niekontaktowym. Jęczała z bólu. To się naprężała o prostowała. Zaciskała pięści. Interweniowałem u personelu, mówiłem, czy musi tak cierpieć, zróbcie coś. Oni jednak stwierdzili, ze czekają na wyniki potwierdzające ciążę. To ja im dałem te wyniki, bo Paulina miała je przy sobie. Ktoś zadzwonił do lekarza, a po odłożeniu słuchawki usłyszałem: czekamy do rana. Dziś wiem, że to był dla Pauliny wyrok – opowiada Damian Kozioł.
Ona płacze. Wczoraj cały czas płakała. Wie, co się stało. Była zdrową dziewczyną. Nic jej nie dolegało, a teraz leży szpitalnym na łóżku i potraf jedynie zamrugać oczami - mówi nam załamany Damian Kozioł (26 l.), narzeczony sparaliżowanej Pauliny.
Paulina musiała czekać, choć na samym początku dostała kwalifikacje jako pilny przypadek. Sprawy przyspieszyły nad ranem. - O 6 nad ranem powstało poruszenie. Zabrali Paulinę na salę udarową. Wtedy nam powiedzieli, że jest duży obrzęk i niedokrwienie lewej półkuli móżdżku. I usłyszałem, że będzie miała szczęście, jak przeżyje. Gdzieś koło godz. 9 po obchodzie zdecydowano o przewiezieniu Pauliny do Szpitala w Katowicach. Tam trafiła po południu 11 marca – opowiada pan Damian.
Paulina jest teraz w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Katowicach. - Czy kiedyś jeszcze stanie na nogi? Czy uda się uratować nasze dziecko – mówi ze łzami w oczach Damian Kozioł.