Dobrzejowice: Drzewo chciało nas zabić!

2010-08-17 14:30

Najpierw na niebie pojawiły się czarne jak smoła chmury, potem rozbłysnęły pioruny, które raz po raz uderzały w przydrożne drzewa. Po chwili zwykła burza zamieniła się w nawałnicę, a wiatr zaczął zrywać dachy z domów. Właśnie w taką pogodę pani Hanna Jagielska (42 l.) z synami, Karolem (16 l.), Maćkiem (17 l.) i Adasiem (9 l.), usiłowała wrócić do domu.

- Nagle zobaczyłem, jak drzewo, w które trafił piorun, leci wprost na nasz samochód - opowiada Karol, który teraz czuwa przy łóżku ciężko rannej mamy.

Burze, które w miniony weekend przetoczyły się nad Polską, dla niektórych wyglądały jak zapowiedź końca świata. Wichury i potężne gradobicia oraz ich skutki - połamane drzewa czy brak prądu - dały się we znaki głównie mieszkańcom północnej części Polski. Najgorzej jednak było w okolicy Torunia.

- W niedzielę było bardzo gorąco, więc pojechaliśmy z mamą nad wodę. Tak około godziny 19, kiedy tylko na niebie pojawiły się czarne chmury, od razu zdecydowaliśmy się wracać do domu - opowiada Karol. Samochód, stare renault, prowadziła pani Hanna. Przerażona kobieta starała się za wszelką cenę bezpiecznie dojechać do domu i schronić przed największą nawałnicą. Niestety, praktycznie u celu podróży rodziny Jagielskich z Dobrzejowic (woj. kujawsko-pomorskie) wydarzył się dramat. - Pamiętam tylko, jak to drzewo na nas leciało. Dalej już nic nie pamiętam. Straciłam przytomność i obudziłam się już w szpitalu - mówi pani Hanna. Kobieta ma złamany kręgosłup, jej synowie także zostali poważnie ranni w potwornym wypadku. - Ja mam złamany mostek - mówi Karol, który razem z najstarszym bratem czuwa przy łóżku mamy. Dwaj pozostali synowie pani Hanny trafili do szpitala dziecięcego. - Myśleliśmy, że to koniec świata. Tylko cud sprawił, że wszyscy to przeżyliśmy - mówi Hanna Jagielska.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają