- Przyszedłem tu na świat i mieszkałem całe życie - opowiada pan Eugeniusz, patrząc na stertę gruzu, jaka została z jego rodzinnego domu. Tylko cud sprawił, że przeżył tę katastrofę.
- Widać tak było mi pisane - wzdycha z ulgą emeryt. Pan Eugeniusz spędzał wieczór u kolegi. Wrócił zły, bo pokłócili się o politykę. Kiedy przekroczył próg swojego domu, chciał ulżyć emocjom i z rozmachem zatrzasnął za sobą drzwi. Trzaśnięcie jednak uruchomiło efekt domina. Najpierw runął murowany komin, a za nim poleciał dach i kolejne ściany. 65-latkowi w ostatniej chwili udało się wskoczyć do niszy, jaka powstała pod załamanymi belkami stropowymi. Zaalarmowani hukiem sąsiedzi przecierali oczy ze zdziwienia, gdy pan Eugeniusz wyszedł cały spod sterty gruzu, otrzepując się tylko z pyłu. Choć mężczyzna cieszy się, że żyje, to smuci go fakt, że domu już nie odbuduje. - Mam 600 zł emerytury - mówi. - Ale sobie poradzę - dodaje. Na szczęście pomoc obiecał burmistrz Szczuczyna.