Spotkanie miało być tajne i nikt nie miał prawa się o nim dowiedzieć. Jednak Roman Giertych nad dyskrecję przedłożył najwyraźniej własne interesy. Zdekonspirował swoich gości, by wygrać proces ze swoim dawnym współpracownikiem z LPR, budowlańcem Marianem Brudzyńskim. Ten ostatni budował dla lidera LPR dom. Panowie jednak się pokłócili o rozliczenia i sprawa trafiła do prokuratury. Z dokumentu, do którego dotarł "Super Express", wynika, że Giertych chciał, by Tusk i Schetyna zostali przesłuchani na temat... stanu, w jakim podczas kolacji był jego dom. W piśmie do prokuratury uzasadniał wezwanie świadków "okolicznością pobytu na jego posesji w lutym 2006 r.". Chciał, aby śledczy spytali Tuska i Schetynę m.in. "czy w domu w trakcie kolacji zauważyli, że podłoga jest betonowa oraz czy pokój był ogrzewany kominkiem, czy zwykłą kozą". Wizytę Tuska i Schetyny na kolacji u Giertycha potwierdza nam również sam Brudzyński. - Początkowo mieliśmy we czwórkę spotkać się u mnie w domu pod Płońskiem. Jednak stanęło na willi Giertycha - mówi nam Brudzyński, który był bliskim współpracownikiem swojego szefa. Z jego relacji wynika, że Giertych chciał już wtedy zdobyć przychylność Tuska i Schetyny. - Roman opowiadał nam, jak należy się trzymać Platformy, a PiS i Samoobronę trzeba zniszczyć... - wspomina Brudzyński.
Premier pytany o wybór mecenasa Giertycha na adwokata swojego syna mówił, że zdecydowała tylko skuteczność byłego szefa LPR jako prawnika, podkreślał, że politycznie są na dwóch różnych biegunach. Jak się jednak okazuje, obaj panowie są w dobrych stosunkach od lat.
Z Romanem Giertychem udało nam się wczoraj skontaktować, ale zbył nasze pytania. Być może był zajęty szykowaniem kolejnych pozwów przeciwko mediom, które opisywały współpracę Michała Tuska (30 l.) z prezesem Amber Gold.