Grypa, na którą w ostatnim tygodniu zachorowało ponad 200 tys. Polaków, dopadła też Donalda Tuska. Premier choruje już od końca grudnia, ale dopiero teraz poczuł się tak słabo, że trafił do szpitala. Zawiodły domowe sposoby walki z grypą i premier potrzebuje dobrego lekarza. Takiego jak np. Bartosz Arłukowicz.
Okazuje się jednak, że to chory premier musiał pomóc ministrowi lekarzowi. W piątek posłowie głosowali nad wotum nieufności wobec ministra zdrowia. Zarzucali mu wszystko, co najgorsze w służbie zdrowia. Minister udawał chojraka i mówił, że się nie boi odwołania. Premier jednak nie był już taki pewien siły swojego ministra. Choć był w szpitalu, to wyprosił u lekarzy przepustkę, przebrał się z pidżamy w garnitur, ogolił się i pognał na Wiejską. I dobrze zrobił.
Wniosek o wotum nieufności poparło bowiem 220 posłów. A 232 zagłosowało przeciw. Za Arłukowiczem głosowali wszyscy posłowie PSL i cały klub PO z wyjątkiem 4 nieobecnych. Większość wymagana do odwołania ministra wynosiła 231 głosów. Różnica była więc niewielka - tylko 12 posłów. Minister Arłukowicz ocalił więc głowę. Teraz powinien podziękować premierowi i pomóc mu wrócić do zdrowia. Tak jak i pozostałym chorym Polakom.
Za co chcieli odwołać Arłukowicza?
= Za narastające zadłużenie szpitali. Przekracza ono 10 mld zł.
= Za coraz większe kolejki do specjalistów. W ostatnim roku kolejki wydłużyły średnio o dwa tygodnie.
= Za rosnące ceny leków. NFZ zaoszczędził na tym ok. 2 mld zł.