Donald Tusk nie lubi kiboli i ponoć kotów. Na pewno też nie lubi, jak coś nie jest po jego myśli albo jak ktoś go krytykuje i atakuje. W ostatnim tygodniu premier miał pod dostatkiem takich wrażeń. Najpierw środowy wieczór i "popisowa" akcja prokuratury ABW w redakcji "Wprost". Potem napięte do granic możliwości nerwy długo nie pozwoliły mu zasnąć. Widać to było następnego dnia rano podczas konferencji premiera. Podkrążone oczy, blada cera i zmarszczone czoło. Donald Tusk starał się zachowywać spokój, ale w środku aż kipiało.
Oliwy do ognia dolała Monika Olejnik, która po prostu zbeształa go i powiedziała, że "całe środowisko dziennikarskie" jest przeciwko niemu. Tego było już za wiele. Donald Tusk dotrzymał do końca konferencji, ale następnie wybiegł ogarnięty złością. Zwykle chodzi energicznie, ale tym razem wprost biegł do służbowej limuzyny. Miał zaciśnięte wargi, zmarszczone czoło i wilcze oczy.
Zobacz więcej: Afera taśmowa NA ŻYWO po wejściu ABW "redakcja jest zdemolowana"
Kierowca wyczuł, w jakim premier jest nastroju i ruszył, ile dała fabryka. Auto szybko wjechało na autostradę do Gdańska i gnało ok. 200 km na godzinę. Jak najszybciej i jak najdalej od Warszawy, od Sowy i od Olejnik.
Donald Tusk nie wiedział jeszcze, że Monika Olejnik zmieni nazajutrz zdanie i stanie w jego obronie.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail