Święta w rodzinnych gronie, później ferie we włoskich Dolomitach. Tak właśnie lubi żegnać stary i witać nowy rok Donald Tusk. Nie zawsze mu się to jednak udaje. Dwa lata temu szef rządu musiał przerwać urlop, bo w Polsce rozpętała się burza po raporcie MAK. Z kolei w ubiegłym roku premier zszedł ze stoku w Dolomitach i wrócił do kraju, po tym jak na konferencji prasowej strzelił do siebie płk Mikołaj Przybył. Tym razem Polacy dali premierowi święty spokój. Donald Tusk wypoczywał więc pełną piersią w uroczych Dolomitach.
Jest tam mnóstwo ośrodków, kurortów i tras narciarskich. Wśród nich jest lubiana przez Tusków Moena - miasteczko przypominające trochę nasze Zakopane. Bardzo urokliwe i pełne restauracji, barów oraz dyskotek. Są tam też piękne góry, na tle których córka premiera robiła sobie fotki. Od razu pochwaliła się nimi Polakom.
To był więc piękny urlop i powrót z niego też nie najgorszy. Tym bardziej że duża część z prawie 1400 km drogi wiodła przez Austrię i Czechy. Premier miał więc okazję się przekonać, że niestety tamtejsze drogi są wciąż lepsze od naszych. Przynajmniej nie są tak poprzerywane remontami, objazdami i niedokończonymi odcinkami. Aż przyjemnie jechać. Prawda, panie premierze?