- Won stąd! Won do PiS-u! - krzyczał w piątek do Ewy Stankiewicz, dziennikarki "Gazety Polskiej Codziennie", Stefan Niesiołowski. Wydawało się, że w PO akceptowane są takie zachowania, bo Rafał Grupiński (60 l.), szef klubu parlamentarnego największej partii, usprawiedliwiał byłego wicemarszałka i mówił, że polityk nie poniesie politycznej kary za swoje zachowanie. Wszystko się jednak zmieniło, gdy głos w sprawie zabrał przebywający w Kanadzie lider partii rządzącej.
- To jest zachowanie nie do zaakceptowania. Jestem w stanie zrozumieć stan nawet najwyższego zdenerwowania, ale w tym widzę naszą przewagę nad oponentami - i zawsze na to liczę wobec ludzi Platformy, że nawet jeśli mają tysiąc powodów, żeby reagować nerwowo, że jednak umieją się powstrzymać. Szczególnie wtedy, kiedy rozmówcą jest dziennikarz czy dziennikarka, nawet znany z nieprzychylnych poglądów na nasz temat - komentował szef rządu.
Donald Tusk zapowiedział, że po powrocie do kraju wezwie Niesiołowskiego na dywanik. - To, co widziałem, wystarczy mi, aby po powrocie zwrócić się do niego, by bez żadnych dwuznaczności kategorycznie przeprosił i zapewnił, że więcej w taki sposób zachowywać się nie będzie - zapowiedział premier. Co na to platformowy furiat? - Nie wiem, czy pan premier zna wcześniejsze wypowiedzi pani prowokatorki Stankiewicz na temat Targowicy, tego, że jest zdrajcą. A po drugie, nie wiem, czy on wie, że ona kłamie, mówiąc, że ją uderzyłem czy pobiłem, bo nie dotknąłem jej nawet. (...) Porozmawiam z premierem i jeśli on podtrzyma swoje zdanie, to zrobię tak, jak premier poprosi - stwierdził Niesiołowski w Radiu ZET.
Przypomnijmy, że PiS domaga się, aby Stefan Niesiołowski został odwołany ze stanowiska szefa Sejmowej Komisji Obrony. Poza tym politycy partii Jarosława Kaczyńskiego (63 l.) złożyli zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez Niesiołowskiego. A sam polityk PO zapowiedział, że jeśli będzie taka konieczność, to od razu zrzeknie się immunitetu.