Wpadł, gdy przyszedł do swojego domu, żeby najeść się, przebrać i dalej dać nura w las. Za usiłowanie zamordowania żony i nienarodzonego dzieciątka bezwzględnemu bydlakowi grozi nawet dożywocie.
Sebastian S. w szale zazdrości rzucił się na ciężarną żonę Edytę (25 l.). Wściekł się, bo zaszła w ciążę, gdy odsiadywał kolejny wyrok w więzieniu. Kuchennym nożem dźgał kobietę w brzuch. - Zrobiłem to, bo się puściła, jak siedziałem w kiciu - tak tłumaczył się zwyrodnialec.
Tylko szybka reakcja lekarzy uratowała i matce, i jej maleństwu życie.
Po ataku na żonę Sebastian S. w głowie miał tylko jedną myśl: zaszyć się tam, gdzie nikt nie dotrze. W klapkach i koszulce, uciekł w pobliskie pole kukurydzy. Policjanci doskonale go znali, wiedzieli, że jest zdolny do wszystkiego, ale czuli, że najprawdopodobniej nie odejdzie daleko od domu. - Wcześniej potrafił ukrywać się nawet w stawie - mówią policjanci.
Po dwóch dobach ukrywania się w polach i lesie bandyta nie wytrzymał. Zakradł się do domu, w którym mieszkają jego matka i siostra. Chciał się przebrać, coś zjeść. Gdy wychodził, czekali na niego antyterroryści. - Był zaskoczony, ale nie stawiał oporu - mówi kom. Przemysław Ardelli (37 l.).