W dzikim ataku szału wbił nóż prosto w brzuch brzemiennej kobiety, próbując zamordować matkę i nienarodzonego chłopczyka.
Lekarze cudem uratowali dziecko oraz matkę. Ich koszmar jednak się nie skończył, bo ten potwór wciąż czyha na ich życie. Edytę i malca bez przerwy strzeże policja, w obawie, że zwyrodnialec wróci, by dokończyć to, co mu się nie udało.
Zdrowiu malca i jego mamy nic już nie zagraża. - Chłopczyk jest wcześniakiem i przebywa w inkubatorze. Ma lekkie obrażenia w okolicy pleców i kostki - mówi Justyna Juskowiak-Kaczmarek, ordynator oddziału noworodkowego w szpitalu w Środzie Wielkopolskiej (woj. wielkopolskie).
Edyta S., którą oszalały z nienawiści mąż chciał zabić, też na szczęście czuje się dobrze. Do tej okropnej tragedii doszło w małej wiosce Komorze Nowe pod Środą Wielkopolską. Edyta S. przyszła do domu swojego męża, z którym ma już czwórkę dzieci: Alicję (7 l.), Piotra (6 l.), Natalię (4 l.) i Oliwkę (2 l.). Ich małżeństwo już od dawna było w rozsypce. Mąż bandzior z przerwami od kilku lat przebywał w więzieniu. A to za kradzieże, a to za jazdę po pijaku. Ostatnią, roczną odsiadkę, skończył tydzień temu.
Edyta S. chciała porozmawiać z mężem na temat rozwodu.
- Pragnęła sobie na nowo ułożyć życie - mówi Iza S. (25 l.), siostra oprawcy. - I nic w tym dziwnego. Jeszcze jak Edyta odwiedzała go w więzieniu, on potrafił ją tam dusić. Cztery osoby musiały ją ratować - opowiada wstrząśnięta kobieta.
Gdy pani Edyta zażądała rozwodu, oszalały mąż rzucił się na nią i próbował ją udusić. Gdy to mu się nie udało, chwycił za kuchenny nóż i z całej siły pchnął nim kilka razy w brzuch żony. Polała się krew.
- Boże, ile było tej krwi. Ja to wszystko widziałam i nic nie mogłam zrobić - mówi załamana siostra nożownika.
Po wszystkim mężczyzna tak jak stał, bez pieniędzy i dokumentów, uciekł do lasu.
Ranną kobietę natychmiast odwieziono do szpitala. Dzięki temu udało się uratować ją i maleństwo.
Teraz kilkudziesięciu policjantów robi wszystko, by ująć męża bandziora. Oszalałego zwyrodnialca tropią psy i ściga policyjny śmigłowiec. - Na pewno jest gdzieś w pobliżu, nie odszedł daleko, złapiemy go - zapewnia kom. Przemysław Ardelli (37 l.) ze średzkiej policji.