Hanna Gronkiewicz-Waltz (57 l.) płaci swoim ludziom kokosy, daje gigantyczne nagrody, a teraz chce zadłużyć Warszawę na 900 milionów złotych. Czy pani prezydent chce doprowadzić nasze miasto do totalnego upadku? Kto to będzie potem spłacał?
Prezydent stolicy ma bardzo krótką pamięć albo zaniki pamięci. Jeszcze niedawno tłumaczyła się z premii dla urzędasów, przekonując, że stolica jest w bardzo dobrej sytuacji finansowej. Dlatego zdecydowała się rozdać niektórym urzędnikom gigantyczne premie, w sumie prawie 58 milionów złotych. Dziś sytuacja wygląda inaczej. Na najbliższej sesji rady miasta, w czwartek, radni będą głosować nad gigantycznymi pożyczkami od zagranicznych banków. Warszawa ma je spłacać przez 20 lat. Powód? W budżecie miasta zrobiły się dziury. Miasto chce zaciągnąć kredyt na 700 milionów złotych od Europejskiego Banku Inwestycyjnego i 200 milionów złotych od Banku Rozwoju Rady Europy. Razem to tworzy niebotyczną kwotę 900 milionów złotych. Za takie pieniądze można np. wybudować most.
- Kredyt z EBI pójdzie na inwestycje w projekty drogowe, inwestycje w budownictwo komunalne i bezpieczeństwo. Kredyt z Banku Rady Europy pójdzie na edukację i pomoc społeczną - tłumaczy Tomasz Andryszczyk (27 l.), rzecznik miasta.
Hanna Gronkiewicz-Waltz ma niezły tupet. Stolicę chce zadłużyć na 900 mln złotych, bo brakuje pieniędzy w budżecie, a swoim pracownikom sprezentowała niemal 58 milionów premii. Przecież to szczyt rozrzutności. Dodajmy, że urzędnicy miejscy świetnie zarabiają. Aż 146 pracowników Ratusza zarabia ponad 12 tysięcy złotych miesięcznie, czyli więcej niż prezydent stolicy! Najwięcej zgarniają wiceprezydenci: Andrzej Jakubiak (50 l.), Włodzimierz Paszyński (58 l.), Jacek Wojciechowicz (46 l.) i Jarosław Kochaniak (42 l.), bo aż po 14,3 tys. miesięcznie. Ale również sekretarz miasta Jarosław Maćkowiak (48 l.) dostaje 14 tys. zł miesięcznie. Burmistrzowie i dyrektorzy biur nie mogą narzekać, bo zarabiają średnio 11 tys. zł. Co ciekawe, więcej od Hanny Gronkiewicz - Waltz zarabia nawet jej rzecznik Tomasz Andryszczyk. Za utrzymanie pracowników całego Ratusza prezydent zapłaciła w zeszłym roku wprost niewyobrażalną kwotę 680 milionów złotych. Tym można by zatkać niejedną dziurę w budżecie.
Urzędnicy, opamiętajcie się!