Wyrok sądu apelacyjnego w Warszawie jest prawomocny i Dornowi nie uda się więcej robić żadnych uników. Już raz miał przeprosić byłego dziennikarza "Super Expressu", ale najpierw długo się ociągał. A potem zgrywał nędzarza i tłumaczył, że... nie stać go na wydrukowanie przeprosin w miesięczniku "Press" (w tym czasie zarabiał miesięcznie kilkanaście tysięcy złotych!). W końcu obawiając się, że do jego drzwi zapuka komornik, przeprosiny wydrukował, ale opatrzył je słownikową definicją "chłystka" i ironicznie opisał doświadczenie zawodowe Krysiaka.
*Dorn znalazł haczyk na prezesa*
- Dorn tylko udał, że wykonuje wyrok, a faktycznie wykpił orzeczenie sądu i ponownie naruszył dobra osobiste dziennikarza - przekonywał pełnomocnik dziennikarza. Sąd przychylił się do tej argumentacji. Efekt? Były marszałek Sejmu musi ponownie zamieścić w prasie przeprosiny oraz zwrócić 270 zł kosztów procesowych. - Mam nadzieję, że ta sprawa nauczy nie tylko Ludwika Dorna, ale każdego polityka, że nie można bezkarnie obrażać ludzi. A przede wszystkim, że trzeba wykonywać wyroki sądu i nie można stawiać się ponad prawem - mówi Piotr Krysiak.
*Dorn "obsmaruje" Kaczyńskiego*
Cała afera zaczęła się od tekstu w "SE", w którym Krysiak ujawnił ciemne strony z przeszłości ówczesnego wiceszefa MSWiA Marka Surmacza. Dorn wziął w obronę swojego zastępcę i kilkakrotnie obraził naszego kolegę. Krysiak pozwał go do sądu. Proces wygrał. Ciekawe czy przy okazji nauczył Dorna kultury i szacunku do prawa?