Przyczyny rezygnacji wyjaśnił sam Ludwik Dorn na swoim blogu. Dlaczego dopiero teraz? Zmusiły go do tego okoliczności, czyli list otwarty Marka Migalskiego oraz tzw. apel smoleński, których autorzy namawiają Marka Jurka do rezygnacji z walki o Pałac Prezydencki.
Patrz też: Kampania bez spotów w telewizji i bilboardów? Najlepsze nośniki reklam są już wykupione
"Pominąłbym te apele milczeniem, gdyby nie to, że znajdują się w nich wyrazy szacunku lub podziękowania dla mnie za rezygnację z kandydowania. W kontekście ich celu stawiany jestem marszałkowi Jurkowi za cny przykład. Gdybym nadal milczał, oznaczałoby to, że przez domniemanie potwierdzam taką interpretację mojej decyzji" - pisze na swoim blogu były już kandydat Polski Plus.
Przyczyną rezygnacji Dorna z kandydowania była bowiem nie katastrofa pod Smoleńskiem, a utrata poparcia w kierownictwie partii.
"W związku z tym oświadczam, że jedyną przyczyną mojej rezygnacji była utrata politycznego poparcia dla koncepcji wystawienia przez Polskę Plus własnego kandydata w wyborach prezydenckich wśród praktycznie wszystkich członków najściślejszego kierownictwa mojej partii. To do nich należy kierować wyrazy szacunku lub podziękowania. Ja na nie nie zasługuję" - wyjaśnia Dorn.
I zakończył: "Poza tym mam nadzieję, że marszałkowi Jurkowi uda się zebrać 100 tysięcy podpisów, i że zostanie on zarejestrowanym kandydatem na urząd Prezydenta RP."