Kiedy policjant z komisariatu w Suchym Lesie zapukał do drzwi mieszkania w bloku Violetty Franaszek, nic nie zapowiadało, że wizyta skończy się taką aferą. Chciał wręczyć córce kobiety wezwanie na policję i chyba zdenerwował się tym, że długo nie mógł trafić pod wskazany adres. To dlatego, że na klatce, gdzie znajduje się mieszkanie pani Violetty, niewielu sąsiadów ma na drzwiach numery mieszkań. Dlaczego więc tylko ona została ukarana?
Ukarał złośliwie?
- Nie wiedziałam, że córka rozmawia z policjantem, zwróciłam jej uwagę, żeby nie pokazywała byle komu dowodu osobistego - opowiada pani Violetta i przypuszcza, że chyba to zdanie rozzłościło stróża prawa. Pani Violetta usłyszała od policjanta, że nie ma numerku na drzwiach mieszkania i jeśli tego nie zmieni, dostanie mandat. Pani Violetta twierdzi, że konsultowała się w tej sprawie na komendzie, gdzie miano jej powiedzieć, że posiadanie numeru na drzwiach nie jest obowiązkiem. Jakże się zdziwiła, gdy policjant znów zapukał do drzwi. - I po prostu nałożył na mnie mandat 250 złotych - mówi pani Franaszek.
Niejasne przepisy
Czy stróż prawa miał rację? Mecenas Barbara Bober Woźniak (30 l.) zwraca uwagę, że przepis, na który powołuje się policja, moż-na różnie interpretować. Bo dotyczy raczej domów jednorodzinnych, a nie mieszkań w blokach. - Ustawodawca nie podaje definicji tego pojęcia, jednak z treści przepisu, który mówi o oświetleniu tabliczki z numerem porządkowym nieruchomości, można wywnioskować, że chodzi o numery budynków, nie zaś oznaczenie numerów mieszkań w przypadku domów wielorodzinnych - mówi pani mecenas i podkreśla, że przepis jest niejasny i wymaga zmiany.