Do zbrodni doszło 19 października ubiegłego roku. Cyba przyszedł do siedziby PiS w Łodzi uzbrojony w pistolet, paralizator i nóż. Najpierw zastrzelił Marka Rosiaka, asystenta europosła PiS Janusza Wojciechowskiego, a potem próbował zabić Pawła Kowalskiego (40 l.). Zadał mu kilka ciosów nożem, ale celu nie osiągnął, bo został obezwładniony przez strażnika miejskiego.
- Oskarżony działał z zamiarem bezpośrednim pozbawienia życia z powodu przynależności politycznej w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie - mówił wczoraj sędzia Marek Wasiński, odczytując wyrok.
Cyba słuchał go z kamienną twarzą. Nie było widać po nim żadnych emocji. Tak, jakby spodziewał się, że resztę swoich dni spędzi w więzieniu. Dlatego nie zrobiła też na nim wrażenia kara dodatkowa - zadośćuczynienie dla rodziny Marka Rosiaka i rannego Pawła Kowalskiego - w sumie 140 tysięcy złotych. Chwilę przed odczytaniem wyroku Cyba się nawet uśmiechał.
Zdaniem sądu dokonał zamachu, bo nie podoba mu się sytuacja polityczna w kraju.
- Porównywał to, co się dzieje w Polsce z własnymi doświadczeniami wyniesionymi z Kanady, gdzie przez kilka lat przebywał - tłumaczył sędzia Wasiński. - Uznał, że wszystko idzie w złym kierunku. Podjął decyzję, żeby zaprotestować. Chciał wyeliminować z życia polityków wszystkich ugrupowań politycznych. W 2010 roku postanowił, że dokona zamachu na Jarosława Kaczyńskiego (62 l.). Uznał jednak, że to niemożliwe z powodu środków bezpieczeństwa. Wtedy postanowił dokonać zamachu na inne osoby z Prawa i Sprawiedliwości. Przyjechał do Łodzi, wszedł do biura PiS, powiedział "dzień dobry" i wyciągnął broń - odtwarzał tragiczne wydarzenia sędzia Wasiński.
O przedterminowe zwolnienie z więzienia Cyba będzie mógł ubiegać się dopiero za 30 lat.