Dr Szczuciński, który na co dzień pracuje na oddziale pediatrii Szpitala Specjalistycznego w Staszowie, na długo zapamięta umierających w Lombardii. - Najgorszy widok to oczywiście linia izoelektryczna w badaniu EKG w monitorze, i moment kiedy wiemy, że pacjent umiera i nie możemy go uratować. Również ciężkie jest wszystko, co jest związane z obsługą pacjenta, który umiera. Bo ciało osoby, która umiera musi być umiejętnie zabezpieczone. Zapamiętam również łzy włoskich lekarzy. Czasem, kiedy w nocy był moment na refleksje, te łzy się pojawiał - dodał.
Nasi lekarze pracowali w czteroosobowych zespołach. Największy problem stanowiły stroje ochronne, w których spędzali dwanaście godzin dziennie. - Guma od maski wbijała się bardzo często w ucho. Maska, której używaliśmy może być używana przez cztery godziny, a żeby ją zdjąć, wcześniej trzeba zdjąć cały skafander, więc w trakcie zmiany dwukrotnie się przebieraliśmy - mówi w programie "Prosto z zakaźnego".
- Pojechaliśmy pomóc Włochom, by okazać im solidarność i dać im troszeczkę oddechu, ponieważ tam gdzie pojechaliśmy było najwięcej chorych, najwięcej zgonów wśród pacjentów jak i wśród personelu medycznego. Po drugie pojechaliśmy tam, gdzie lekarze najwięcej wiedzą w Europie na temat COVID-19. To czego się dowiedzieliśmy stanowi bardzo istotny wkład w walkę z koronawirusem – dodaje dr Szczuciński.
Pierwsza część wywiadu z dr Pawłem Szczucińskim w programie Moniki Tumińskiej "Prosto z zakaźnego", który dostępny jest poniżej.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj