- To była umieralnia - mówią wprost mieszkańcy domu. O tragicznych warunkach, w jakich mieszkali, pisaliśmy już wczoraj. Dom prowadzony był przez Marka N., który oficjalnie występował jako ksiądz, choć nie miał nigdy święceń kapłańskich. Mężczyzna był już karany za prowadzenie takich nielegalnych ośrodków w innych częściach kraju i za znęcanie się nad pensjonariuszami. Również w Zgierzu około stu mieszkańców domu przeżywało horror. Byli bici, poniżani, głodzeni. Nie podawano im leków. We wtorek po południu władze Zgierza rozpoczęły tam kontrolę. Jeszcze tego samego dnia 13 osób trafiło do szpitali. Pięć z nich było tak wycieńczonych, że zmarło.
- Pobyt tam przypominał piekło - żali się leżąca na szpitalnym łóżku Teresa P. (65 l.). - Chodziliśmy głodni. Jedzenie było fatalne. Zamiast dwudaniowych obiadów dostawaliśmy jakąś lichą zupkę albo niewielką porcyjkę czegoś, co miało przypominać drugie danie - mówi.
- Pensjonariusze byli strasznie zaniedbani. Mieli wszawicę, świerzb, odleżyny. Byli pozbawieni podstawowej opieki pielęgnacyjnej - opisuje Marek Kozłowski, zastępca dyrektora Szpitala Wojewódzkiego w Zgierzu.
W środę wieczorem kolejne 40 osób zostało przewiezionych do szpitali, a wczoraj, po decyzji wojewody o zamknięciu ośrodka, ci pensjonariusze, których wcześniej nie ewakuowano, trafili do innych ośrodków.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura. - Przesłuchano kilkadziesiąt osób. Pojawiły się informacje wskazujące na prawdopodobieństwo upoważnienia niektórych osób do dysponowania środkami finansowymi pensjonariuszy - informuje Krzysztof Kopania (51 l.) z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Marek N. jest na razie nieuchwytny.