Było po godzinie 5 rano, gdy Małgorzata Jop-Czekała z Połajewa (woj. wielkopolskie) szykowała się do pracy na poczcie. Nagle poczuła przeszywający ból w piersiach. Był tak silny, że aż krzyknęła. - To mnie obudziło. Od razu wiedziałem, że z mamą jest źle, bo nigdy na nic się nie skarżyła, a tu taka reakcja! - mówi jej syn. Była 5.27, gdy zadzwonił do szpitala w Pile po pogotowie. I zmroziło go to, co usłyszał. - Dyspozytor kazał podać tabletkę przeciwbólową. Powiedział, że za godzinę ból przejdzie. Nie chciał słyszeć o wysłaniu karetki, choć błagałem o pomoc - opowiada pan Jacek.
Zobacz: Czarna seria szpitala w Kutnie. Zmarło kolejne dziecko!
Gdy jego mama zaczęła wymiotować, zadzwonił drugi raz. I znów dyspozytor powiedział mu, że nie wyśle karetki, bo. nie widzi sensu! O 5.59, gdy ból u pani Małgorzaty był już tak wielki, że kobieta nie mogła złapać tchu, wykręcił numer szpitala po raz trzeci. A usłyszawszy kolejną odmowę, postanowił sam zawieźć mamę do szpitala. - Jeszcze o własnych siłach zeszła do auta, ale po przejechaniu paru kilometrów straciła przytomność. Zatrzymałem się i zacząłem ją reanimować - mówi pan Jacek. Jeszcze dwa razy łączył się ze szpitalem w Pile, zanim usłyszał, że dyspozytor wysłał do chorej karetkę. - Przyjechali już po wszystkim. Okazało się, że mama zmarła na rozległy zawał...
Polecamy: Wielki SKANDAL w Chorzowie! Kobieta zmarła przed wejściem do szpitala, bo lekarze byli zajęci
W szpitalu w Pile trwa już kontrola. - Dopiero po niej będę mógł powiedzieć, czy dyspozytor popełnił błąd - wyjaśnia dr Wojciech Ratajczak, ordynator szpitalnego oddziału ratunkowego. Sprawie przygląda się też prokurator, zawiadomiony przez rodzinę zmarłej kobiety.
Czytaj także: Durczok w szpitalu na Śląsku. Miał lekarski zakaz przeglądania prasy