To miało być piękne małżeństwo dwojga dojrzałych ludzi. Jaś urodził się jesienią 2012 r., zamieszkali w domu pana Artura w Chełmie. Ale szybko okazało się, że w związku coś szwankuje. Pewnego dnia Halina K. (45 l.) wyprowadziła się do rodzinnego Lublina. - Zdecydowałem się złożyć pozew rozwodowy. W odwecie Halina zabroniła mi odwiedzać syna - opowiada ojciec chłopca. Walczył o dziecko. W listopadzie 2014 r. sąd wydał orzeczenie o egzekucji kontaktów z dzieckiem, na mocy którego mógł się widzieć z Jasiem dwa razy w tygodniu, do ich dyspozycji miały też być dwie soboty w miesiącu. Niestety, dalej był odcinany od syna. - W 2015 r. byłem w Lublinie 110 razy i ani razu nie zobaczyłem się z Jasiem - wylicza.
Sprawa znowu trafiła na wokandę. W marcu tego roku zapadł werdykt. - Sąd zagroził matce karą na wypadek niewykonywania przez nią orzeczeń, czyli umożliwienia ojcu widzenia się z dzieckiem - informuje Dariusz Abramowicz, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie.
Przez cały ten czas, kiedy nie widział synka, pan Artur pisał do niego listy. Jaś nie dostał ani jednego. Spotkali się dopiero w maju w szpitalu, gdzie trafił maluch.
Z Haliną K. nie udało nam się skontaktować.