Pan Mirosław jest z zawodu elektrykiem. 29 lat przepracował w Polsce, potem wyjechał do Grecji i tam dołożył do stażu pracy kolejnych 13 lat. Do Polski wrócił w 2013 r. - w żałobie po śmierci partnerki i z poważnym problemem zdrowotnym, bo chory kręgosłup uniemożliwiał mu już poruszanie się.
- Operację przeszedłem w 2014 r., przez chwilę było lepiej, ale bóle wróciły. Dostałem orzeczenie o niezdolności do pracy, lekarz stwierdził, że należy mi się zasiłek rehabilitacyjny. Ale nie dostałem ani zasiłku, ani renty, o którą wystąpiłem do ZUS - opowiada Szybowski.
Powód? Prozaiczny. Od 20 miesięcy ZUS nie może się dogadać z greckim ubezpieczycielem, by potwierdził, że pracodawca płacił za Szybowskiego składki. - Dostarczyłem im wszystkie dokumenty, ale to nic nie dało, bo czekają na odpowiedź z Grecji. W grudniu osiągnę wiek emerytalny i chyba szybciej dostanę pierwszą emeryturę niż tę rentę - dodaje mężczyzna.
Szybowski załamał się, kiedy dostał urzędowe pismo z informacją, że przepisy nie określają terminu dla państw UE na przekazywanie informacji dotyczących ubezpieczonych i dlatego nie można określić, kiedy zrobi to grecka instytucja. - To pismo mnie dobiło. Śpię kątem u kolegi, nie mam grosza przy duszy, a oni traktują mnie jak śmiecia! - mówi. W desperacji chwycił za telefon i zagroził, że wysadzi urzędników w powietrze.
Okazało się, że dodzwonił się do Centrum Obsługi Telefonicznej ZUS w Toruniu, a pracownik jego groźbę potraktował poważnie. Zaalarmował policję, a ta zaczęła działać. Bomby w ZUS nie znalazła, ale szybko zatrzymała bombiarza. Czeka go sąd i kara nawet do ośmiu lat więzienia.
Zobacz: Rodzina chciała pochować 66-latka. Dlaczego ksiądz im odmówił?