Ekipa Togo podróżowała do Angoli autokarem z Konga (tam piłkarze mieli bazę treningową). Dlaczego nikt ich nie ostrzegł, że może być niebezpiecznie? Gospodarze turnieju bronią się, że nie wiedzieli, iż działacze Togo wybiorą podróż przez prowincję Cabinda, o czym - podobno - nikogo nie poinformowali. To właśnie tam doszło do zasadzki zorganizowanej przez Front Wyzwolenia Cabindy, który chce oderwać tę prowincję od Angoli. W efekcie śmierć ponieśli kierowca autokaru, rzecznik prasowy reprezentacji i asystent selekcjonera, a kilku innych podróżujących (w tym rezerwowy bramkarz) zostało rannych.
- To był jeden z najgorszych momentów w moim życiu. Położyliśmy się na podłodze autobusu, a oni strzelali do nas przez pół godziny. Nie pięć minut, walili z automatów przez 30 minut! Gdyby nie ochrona, która nam pomogła, nie rozmawiałbyś teraz ze mną, patrzyłbyś tylko na moje martwe ciało - mówi reporterowi BBC zszokowany Emmanuel Adebayor, gwiazda Togo i Manchesteru City.
- Nie mogliśmy uciekać autobusem, bo kierowca został zastrzelony. Musieliśmy wyskakiwać i pod ostrzałem biec w kierunku podstawionych samochodów - relacjonuje Adebayor, którego zapytano również, co dalej z udziałem Togo w imprezie. - Chcę grać w piłkę jeszcze przez wiele sezonów, nie jestem gotowy, by umierać tu i teraz. Jeśli nie dostaniemy gwarancji pełnego bezpieczeństwa, to natychmiast opuszczamy Angolę - mówił Adebayor.
W niedzielę rano piłkarze mieli jednak oświadczyć, że zostaną i będą grać. Wtedy włączył się... rząd Togo i wezwał piłkarzy do powrotu do domu. W końcu gracze ulegli presji i ogłosili wycofanie z mistrzostw.
Turniej jednak się odbywa. W najciekawszym dzisiejszym meczu zagrają Wybrzeże Kości Słoniowej z Burkina Faso. A to oznacza, że Moussa Ouattara (były gracz Legii) będzie próbował zatrzymać najlepszego gracza Afryki, Didiera Drogbę.