Daniel miał pogrzeb, jak się patrzy - biała trumna wyściełana atłasem i setki ludzi w kondukcie. Bo też jego tragiczna śmierć wstrząsnęła mieszkańcami podlaskiej wioski Chyliny. Na cmentarzu stawili się dosłownie wszyscy. Lubili tego pogodnego, pracowitego i uczynnego chłopaka - kierowcę tira, mechanika i zarazem szefa firmy transportowej. Tym bardziej nie potrafią się pogodzić z tym, że już go więcej nie zobaczą.
Końskie. Podtrucie czadem w kamienicy. Wśród poszkodowanych są dzieci
Feralnego dnia Daniel pracował w przydomowym garażu. Nagle wybiegł na podwórko, charczał i wymiotował. Z pomocą pośpieszyła mu matka Bogusława (47 l.). - Syneczku, co się stało? - pytała, ale on nie był w stanie mówić. Po chwili wyrzęził, że pomylił butelki i przez pomyłkę wypił jakieś żrące świństwo.
Daniel szybko trafił na oddział wewnętrzny szpitala w Łomży. Bolało go, ale był przytomny, czuł się dobrze, nawet żartował. Badania wykazały oparzenia przewodu pokarmowego. - Lekarz zapewniał, że w przełyku nie ma dziur ani wrzodów, że wystarczy syna obserwować - opowiada pani Bogusława. Wróciła do domu uspokojona, aż tu raptem na drugi dzień znajomi zaczęli jej składać przez telefon kondolencje.- Byłam w szoku. Okazało się, że Daniel umarł, a szpital nawet nas o tym nie zawiadomili! - dodaje.
Ja to się mogło stać? - Lekarz powiedział mi, że chcieli mu przepłukać przewód pokarmowy, ale była w nim dziurka i płyn dostał się do płuc. Oni go tam po prostu utopili - płacze pani Bogusława. Jako przyczynę zgonu przyjęto jednak poparzenie chemiczne układu pokarmowego. Sprawę bada Prokuratura w Białymstoku. Szpital sprawy nie komentuje.