14-letnia Klaudia z Warszawy 1 lipca została śmiertelnie potrącona na pasach przez młodego kierowcę hondy. Jak wynika ze śledztwa, kierowca był trzeźwy, jednak według świadków, jechał z dużą prędkością. Rodzice nie mogą pogodzić się z jej śmiercią. Wygląda jednak na to, że nie jest im nawet dane godnie i w spokoju pożegnać córki. Okazuje się, że Klaudia pochodziła z niezamożnej rodziny, która nie ma pieniędzy na jej pochówek.
Nie mamy na pochówek
Całą sytuacją poruszeni są sąsiedzi rodziny Klaudii z ulicy Targowej na Pradze. Postanowili wziąć sprawy w swoje ręce, aby Klaudia nie musiała być chowana przez opiekę społeczna. Jedna z sąsiadek zaczęła chodzić po okolicy z puszką zbierając pieniądze na pogrzeb Klaudii. Tylko wczoraj zebrali 1200 zł. - Zbieramy każdy grosz, aby ich jedynej córki nie chowała opieka społeczna. Sama nie mam zbyt wiele, ale to mój obowiązek. Już raz zbierałam pieniądze jak na Stalowej była tragedia – gdy zamordowali jedną dziewczynę i jej dwa dzieciaczki. Udało się zebrać pieniądze na pomnik. Teraz też musimy pomóc – mówi tvp.info pani Beata. Sąsiadka nie wstydzi się żebrać na szczytny cel. Jak mówi, do puszki wrzucają sąsiedzi, zwykli przechodnie, czy pracownicy pobliskich sklepów. Salon sukien ślubnych obiecał, że zapewni Klaudii ubiór na ceremonię pogrzebową. Pani Beata przyznaje, że o wiele łatwiej byłoby wspomóc rodzinę, gdyby otworzono specjalny rachunek, na który można by wpłacać pieniądze na rzecz Klaudii.
Śmierć Klaudii była szokiem dla rodziny i sąsiadów. Klaudia była dobry i pracowitym dzieckiem. Wstawała o świcie na treningi pływackie. W domu miała pełno dyplomów i medali. Jej rodzice, mimo że nie nie mieli wiele pieniędzy, odejmowali sobie od ust, aby kupić Klaudii nowy kostium. Jak sami mówią, po śmieci córki stracili sens życia - czytamy na tvp.info.
Kierowca hondy
Kamil G. podejrzany o śmiertelne potrącenie, według świadków jechał bardzo szybko i potrącił Klaudię na pasach. Podobno tuż po zdarzeniu zamiast podbiec do nastolatki i wezwać pogotowie, zadzwonił do ojca i kolegów, którzy przyjechali na miejsce. Kiedy jednak zobaczyli co się wydarzyło, odjechali.
Mężczyzna został oskarżony o spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym i trafił do aresztu na dwa miesiące. Grozi mu 8 lat więzienia.