Pan Janusz Walentynowicz w środę bardzo późnym wieczorem opuścił prosektorium, w którym zobaczył ciało nie swojej mamy, ale zupełnie obcej osoby. Jak mówi, ten widok strasznie nim wstrząsnął.
- Aż ziemia rozstąpiła mi się pod nogami. Do końca wierzyłem, że to jednak będzie moja mama... Prawda okazała się zupełnie inna. Do tej pory nie wiem, gdzie jest pochowana - mówi nam poruszony pan Janusz.
Gdzie jest więc ciało jego ukochanej mamy? Najprawdopodobniej spoczywa w trumnie innej ofiary katastrofy smoleńskiej Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej (+ 73 l.) na warszawskich Powązkach. Wczoraj złożone w niej zwłoki zostały poddane wstępnej analizie.
Jednak rodzina śp. Anny Walentynowicz najbardziej nie może pogodzić się z faktem, że przez ponad dwa lata odwiedzała i modliła się na grobie obcej kobiety.
- Wspólnie z rodziną chodziliśmy i modliliśmy się przy grobie nie naszej mamy, babci, ale osoby, z którą nie mieliśmy nic wspólnego. Czuję z tego powodu ogromny smutek i złość - żali się nam pan Janusz.
Jak dodaje, wraz ze swoim synem mają nadzieję, że kobieta, która spoczywa na warszawskich Powązkach, okaże się ich ukochaną mamą i babcią.