Robert i Justyna zginęli na miejscu. Kiedy volkswagen passat, którym jechali, uderzył w drzewo, ich ciała zostały dosłownie zmiażdżone. Szymon był reanimowany. Trafił do szpitala, ale lekarzom nie udało się uratować mu życia.
- Do końca życia będzie prześladował mnie ten obraz - mówi Marek Padarewski (50 l.), ojciec Szymona. - Przerażona twarz sąsiadki i wiadomość, którą mi przyniosła. Powiedziała: "Szymuś nie żyje", a ja zalałem się łzami. I płaczę do tej pory, nie mogę po prostu przestać - opowiada załamany mężczyzna.
Zobacz: Szczegóły wypadku Adamczyka i Rosati
Auto prowadził Robert. Razem z Szymkiem zabrali Justynę z domu. Potem mieli zrobić jeszcze szybkie zakupy. Spieszyli się bardzo. Nie chcieli, by reszta gości na nich czekała...
Niestety, w pewnym momencie Robert wjechał za szybko w ostry zakręt. Auto wypadło z drogi i uderzyło w stojące przy niej drzewo. Passat w mgnieniu oka zamienił się w kupę złomu. Młodzi ludzie zginęli.
- To taka straszna tragedia - płacze pan Marek. - Nie wiem, jak będę teraz żyć bez mojego syna. On był przecież dla mnie wszystkim - rozpacza.