Ponad 150 ratowników straży pożarnej walczyło o to, by jak najszybciej dotrzeć do trójki zasypanych w gruzowisku osób. Akcja była niezwykle trudna. Budynek przy ul. Chopina był tak zniszczony przez eksplozję gazu, że w każdej chwili mógł się zawalić. Poszukiwania szły bardzo powoli.
- Liczymy na to, że znajdziemy żywych ludzi. Dlatego nie możemy używać ciężkiego sprzętu cały czas. Potrzebny jest nam on do usunięcia z rumowiska najcięższych elementów. Potem sprzęt jest wycofywany, a my przebieramy gruzy ręcznie. Tam wszystko jest niestety w małych fragmentach, ściany porozpadały się na pojedyncze cegły - mówił podczas akcji ratunkowej jej dowódca, zastępca śląskiego komendanta straży pożarnej st. bryg. Jeremi Szczygłowski.
Po kilkunastu godzinach akcji ratownicy wyciągnęli trzy ciała z ruin
Niestety, spełniły się najczarniejsze obawy - cała trójka nie żyła. Dariusz Kmiecik, żona Brygida i ich syn Remigiusz zginęli tragicznie. I jedynym pocieszeniem dla ich bliskich jest to, że nie cierpieli długo.
- Wstępne wyniki sekcji zwłok wykazały, że osoby dorosłe zginęły przez gwałtowne uduszenie. Dziecko natomiast miało złamany kręgosłup i podstawę czaszki - poinformowała wczoraj po południu Marta Zawada-Dybek, rzecznik prasowa katowickiej Prokuratury Okręgowej, która prowadzi śledztwo w sprawie tragedii. Śmierć dopadła rodzinę w łóżku, w czasie snu...
Prokuratorzy zabezpieczyli już dokumentację budynku, w którym doszło do wybuchu. Przesłuchani zostali też pierwsi świadkowie. Wciąż jednak niewiele wiadomo.
- To na tyle wczesny etap śledztwa, że nie możemy wykluczyć żadnej przyczyny powstania wybuchu - mówi Marta Zawada-Dybek.
Tymczasem w siedzibie katowickiego Caritas wciąż przebywa 14 mieszkańców kamienicy, którym udało się przeżyć katastrofę. Wczoraj oglądali nowe mieszkania, które ma im zapewnić miasto. Dostali też zapomogi.
Doraźna zapomoga w wysokości 1 tys. zł
- Każdy z poszkodowanych będzie mógł wybrać spośród dwóch mieszkań. Doraźna zapomoga w wysokości 1 tys. zł na najpotrzebniejsze rzeczy została wypłacona. Wkrótce rodziny otrzymają także po 5 tys. zł - zapewnia Jakub Jarząbek, rzecznik prasowy katowickiego Urzędu Miasta.
Rodziny zostały bez niczego. Apelują o pomoc w tragicznej chwili. - Najbardziej potrzebne są środki czystości, ręczniki, pościel, koce, także garnki itp. - wylicza o. Michał Śliż, proboszcz parafii Przemienienia Pańskiego w Katowicach, do której należą ofiary wybuchu.
Młodzi, zdolni, oddani swojej pracy. A jednak znajdowali czas dla rodziny. Dla siebie nawzajem i ukochanego synka Remigiusza (?2 l.). Tacy byli tragicznie zmarli w Katowicach dziennikarze Brygida Frosztęga-Kmiecik (?33 l.) i jej mąż Dariusz (?34 l.). Takimi właśnie zapamiętali ich najbliżsi i przyjaciele...
Dariusz zaczynał swą przygodę z dziennikarstwem w TVP Katowice. Trafił tam jako praktykant w czasie studiów. Tam właśnie poznał swoją późniejszą żonę, Brygidę. Oboje od razu wpadli sobie w oko. Wzięli ślub, a dwa lata temu urodził im się Remek. Dariusz był zachwycony... "Od dwóch dni niemal wszystkie wypowiadane przez mojego syna myśli zaczynają się od >ale, ale, ale<. Mam nadzieję, że to przejdzie... razem z buntem dwulatka" - dzielił się swoimi obserwacjami ze znajomymi w Internecie zaledwie dwa dni przed śmiercią.
W 2006 r. Dariusz Kmiecik przeszedł do TVN. Został reporterem "Faktów".
- Był absolutnym perfekcjonistą, przykładał wagę do każdego słowa i detalu - wspomina swego kolegę Tomasz Ciesielski, szef TVN24 w Katowicach. - Pamiętam, że kiedyś potrzebowałem jego pomocy, bo doszło do wypadku. Darek akurat biegał. Powiedział tylko, żeby dać mu chwilę, weźmie prysznic i zaraz będzie w pracy. Czuł ducha newsa i zawsze był tam, gdzie się coś działo - dodaje.
Koledzy lubili Dariusza, bo brak było w nim jakiegokolwiek gwiazdorstwa. - Miał czas w tym natłoku roboty zadzwonić do mnie i powiedzieć: Hej stary, co słychać? Jak w robocie? - opowiadał w TVN jego kolega z Warszawy Krzysztof Skórzyński.
Zobacz też: ŚMIERĆ w Bieszczadach. Niedżwiedź NIEWINNY! 60-latek padł ofiarą zabójstwa?!
Kochał Brygidę i syna Remika
Dziennikarz najbardziej jednak cenił sobie udane życie rodzinne. Kochał Brygidę i syna Remika. - To był niesamowicie rodzinny facet. Tak ciepło mówił o Brydzi, swojej żonie. Tak się cieszył, kiedy na świecie pojawił się ich syn Remik - mówi Kamil Durczok, szef Darka na antenie TVN.
Darek był też zapalonym kibicem piłkarskim. Kibicował Ruchowi Chorzów. Stale powtarzał, że jego serce jest niebieskie. Ściskał też kciuki za reprezentację Polski. Drugą pasją Darka były góry i alpinizm. Temu tematowi poświęcił reportaż o tragicznej wyprawie na Broad Peak.
Brygida Frosztęga-Kmiecik była związana od początku z TVP Katowice. Szybko postanowiła zająć się reportażem. Ze znakomitym skutkiem. Ostatnio była stałą współpracowniczką "Ekspresu Reporterów".
Zajmowała się najcięższymi ludzkimi dramatami i problemami. Jej historie poruszały widzów w całej Polsce. To ona jako pierwsza pokazała światu desperację i dramat sparaliżowanego Janusza Świtaja, który domagał się wykonania na nim eutanazji.
- Miała do czynienia z wieloma pokiereszowanymi ludzkimi życiorysami, a to jednak nie starło z jej twarzy takiego dobrego uśmiechu - mówi Iwona Flanczewska-Rogalska, szefowa Aktualności, informacyjnego programu TVP Katowice.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail